PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



12 maja 2010

PAJ, JASKINIE I TAJLANDZKI GEJZER

Dostałam ponaglenia mailowe - to pisze - już pisze grzecznie... ale zdjęcia to będą jutro
Zobacz inne fotki z pai i jaskinia

JASKINIE TAM LOD
Parking pusty – turysty nie uświadczy tu o tej porze roku. Przy okienku wymieniamy grzecznościowe 'hello' i uśmiechy – tyle naszego z bezpośredniego konatku. Płacimy 450B i ruszamy do lasu za przewodnikiem. Nieodzowny upał, do którego zaczynamy się przyzwyczajać, wielka gazowa latarnia i dobrze utrzymana ścieżka spacerowa. Dochodzimy do strumienia. Na pobliskim polu pasą się krowy, z hamaka podnosi się jakiś facet a na horyzoncie pojawia się olbrzymia jaskinia i już od pierwszego spojrzenia przechodzą mi ciarki po plecach. Skała jest potężna, a w niej otwór o średnicy przynajmiej 25m, do środka leniwie wlewa się strumyk. Wnętrza strzegą olbrzymie stalagnaty. Wchodzimy, szczęka opadła mi przy wejściu i już się nie zamyka. Teraz wiadomo po co taka duża lampa – śmieszne chcieliśmy tu wejść z czołówką, ale nie udało nam się dogadać (na szczęście). Pierwsza jaskinia ma jakieś 40m wysokości. Otaczają nas kompletne ciemności rozpraszane blaskiem latarni. Z daleka dochodzi plusk wody. Oglądamy niezwykłe formy skalne – chodzimy po drabinkach i mostkach, przeciskamy się miedzy stalagmitami, a nad głowami piszczą nietoperze. Trochę tu jak w Morii. W końcu wsiadamy na bambusową tratwę i przeplywamy do kolejnej jaskini (sa trzy). Woda jest płytka, ale czujemy się niczym Indiana Jones odkrywający azteckie ruiny. Plusk wiosła odbija się echem od ścian – w tym miejscu jaskinia ma momentami tylko kilka metrów wysokości. Dopływamy do jeziorka dosłownie wypełnionego po brzegi rybami. Dlaczego jest ich tu tak dużo? Bo nad naszymi głowami od wewnątrz latają setki (dosłownie) nietoperzy, a od zewnątrz jaskółki – dokładnie jak w ptakach Hitchcocka. Jedne i drugie robią kupki i te ryby mają jak w raju. W jaskiniach jest szlak wyznaczony sznurkiem, ale lepiej iść z przewodnikiem. Dzięki niemu zobaczyliśmy gniazda nietoperzy i starożytną rycinę. Dawniej jaskinie służyły jako miejsca pochówku – mumie przeniesiono do muzeum, ale nienaturalnej wielkości trumny (ok.5m) można obejrzeć z bliska, a nawet dotknąć.
POWRÓT do CHIANG MAI, PAI I GEJZER
Zobacz inne fotki z pai i jaskinia

No dobra – wróciliśmy z trekkingu i w tym samym hotelu wynajęliśmy identyczny pokoj o 100B taniej. Niespodzianka! Pani w pobliskim barze ucieszyła się na nasz widok i zostaliśmy poczęstowani zielonym mangiem z sosem barbecue-chilli – to miejscowy przysmak. Dobrze jest tu zwiedzać poza sezonem. Normanie wszystko jest 2 lub 3 razy droższe i na pewno nie jest się tak rozpoznawalnym. Dla fanu wynajęliśmy sobie starego jeepa (ale z klimą – głupki nie jesteśmy) – w tym roku nawet miejscowi mówią, że gorąco... Wynajęcie samochodu to 700 do 1200B (czyli 70-120zł) dziennie, ale trzeba się targować. W planach mieliśmy zrobienie dużej – 600km pętli, ale nie byłoby fanu bez zmiany planu! W połowie drogi odpadło nam terenowe orurowanie (to takie z przodu) – tak po prostu, na prostej drodze, wzieło i odpadło. Dobrze, że nic się nie stało, bo po tym przejechaliśmy ;). Wsadziliśmy badziewie do środka przy okazji rozrywając skórzaną tapicerkę – nie ma jak to fun! Niedługo później wysiadła nam klima. Odechciało nam się wszystkiego, ale zatrzymaliśmy się u przemiłego Pana, który poprawił nam humor i skierował do cieplic – tak, tak – Tajlandzkie, wypasione na maxa gorące źródła! Na miejscu okazało się też, że na terenie parku jest gejzer – woda bucha niezbyt wysoko, ale ma temperaturę wrzenia. Gorący strumień płynie sobie elegancko przez las i jest doprowadzony bezposrednio do basenów, ale wodę muszą schładzać. Oczywiście w porze suchej źródła są nieczynne – tak czy owak zwiedzać można, a korzystać to jakoś nie bardzo, nawet w ichniejszej zimie, bo temperatura powietrza siega wtedy 28 stopni. Do Pai dotarliśmy wieczorem i przypadkiem udało nam się wynająć cudowny, luksusowy bungalow nad rzeką (wszystko przeszklone, weranda z widokiem). Wytargowaliśmy super cenę i postanowiliśmy nie jechać dalej ;). Pai kiedyś było malowniczo położoną wioską – teraz jest turystycznym centrum z dyskotekami, jazzklubami i centrami tatuażu. Poza tym jest drogo – w Chiang Mai za pokój z klimą płaciliśmy 290B (29zł). W nocy pobliska dyskoteka nie dawała nam spać (nie wiem jak można tańczyć w 30 stopniowym upale?!) i kolejny dzień zaczęliśmy późno, ale było świetnie.

4 komentarze:

Wojciech Olchowski pisze...

jejku! ta jaskinia brzmi oblednie!

J.K. pisze...

Wiemy czym się żywią rybki....a kto żywi się tymi rybkami? bo Wy uparcie kurczakami;)

Nomad pisze...

Och taką jaskinię tobym sobie też pozwiedzał. U nas takich wielkich niestety nie ma.

Anna Bucholc pisze...

Od razu sobie pomyślałam, że 'blogowemu' koledze spodobałaby się ta jaskinia. Podobno 30km dalej jest największa jaskinia Azji, w której 6m trumny wiszą pod sufitem. My niestety nie mieliśmy czasu, ale następnym razem musi się znaleźć na liście. Co ciekawe nie jest zaznaczona na szczegółowych mapach regionu.

A rybki też jedliśmy... zaraz zamieszczam i zdjęcie też jest. Ta jaskinia naprawdę robi wrażenie...