PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



17 kwietnia 2010

Lampa na Gąsienicowej

Zobacz inne fotki z Gąsienicowa
warunki swietne ale po 11 zjazdach jestesmy troche zmeczeni. Narty zjazdowe przetestowane kolano lekko wykrecone (przesadzilam z predkoscia) licze na fajny zjazd zamknieta goryczkowa
...
Byliśmy sami na Goryczkowej, dopadało świeżego śniegu (ten rodzaj, taki trochę mokry, zleżały, to się chyba gips nazywa - nie wiem, ale jakoś tak mi pasuje) i wycinaliśmy takie ślady, że aż miło ;).
Na dużym 'esie' kolano mi padło, ale Piotrek zrobił bandaż elastyczny z szalika i udało się zjechać (z małymi, błotno-trawiastymi przerwami) do samych Kuźnic. Lewa noga (jakaś pechowa jest - ostatnim razem tam pachwina była naciągnięta) przestała się zginać, ale dla takiego zjazdu było warto - i tak to już definitywny koniec sezonu, chyba, że... z powodu pyłu wulkanicznego nie polecimy do Tajlandii...

16 kwietnia 2010

SĄDNY DZIEŃ - i Zbójnicka Chata

Szalony tydzień dobiega końca i pozwolę sobie zacytować blogowego kolegę: 'rzygam...'
Polska pogrążona w żałobie, Naród zjednoczony tragiczną katastrofą lotniczą, kondolencje napływają z całego świata, a mnie wciąż chodzi po głowie komentarz studentki z Włocławka: "to straszna tragedia, łączmy się w bólu z rodzinami ofiar, zamiast składać hołdy ludziom, o których wcześniej dobrze nie mówiono." Tragicznie zmarły Prezydent został wzniesiony do rangi bohatera narodowego, świętego człowieka, bez którego umrzemy pogrążeni w ciemnościach, zimnie, chaosie... nie wiem jak żyliśmy do tej pory... Tragiczna śmierć wielu znamienitych ludzi została zepchnięta na margines rozważaniem gdzie pochować prezydencką parę i z czego będzie katafalk. Może powinniśmy głosować za przeniesieniem stolicy do Krakowa? Najsmutniejsze jest to, że w zbliżającej się kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński będzie musiał tylko wystąpić, żeby wygrać, bo większość Polaków w tym owczym pędzie zechce mu powetować stratę.

O katastrofie lotniczej w Smoleńsku usłyszeliśmy w sobotni poranek jadąc na Słowację na zakończenie sezonu skiturowego. Grześ wymyślił nocleg w Zbójnickiej Chacie, więc trzeba się było wspiąć na 1960m n.p.m., ale z powodu braku śniegu pomogliśmy sobie wyjeżdżając kolejką. Część trasy pokonaliśmy na pieszo w butach skiturowych (całkiem wygodnie) i niosąc narty na plecach, ale potem było jak w bajce. Jak to w górach, im wyżej tym dłużej śnieg leży ;). Pierwszy raz w życiu zobaczyliśmy kozicę i nieświadomi tego co się stanie z Polską, uśmiechnięci korzystaliśmy z dobrodziejstw natury i pięknej pogody.
Zobacz inne fotki z Zbójnicka Chata

Po 'kapustowej nalewce' wyszliśmy na Rohatkę (a właściwie z powodu mgły, nie trafilismy i wyszliśmy gdzie indziej - wyżej, fajniej, lepiej (mapa linia nr5)) i w doskonałych warunkach (pomijając mgłę) zjechaliśmy do schroniska. Niedziela zakonczyła się bolesnym (mam naciagniętą pachwinę) wyskrobaniem na górę w stronę Zavraciku (mapa linia nr3) i nasz najlepszy zjad w życiu. Dwie warstwy śniegu - zmrożona i świeża - no może trochę mokra, ale wciąż doskonała do jazdy i odpowiednio strome nachylenie stoku, a może też nieco lepsze umiejętnosci sprawiły nam ogromną frajdę z tego zjazdu. Potem jeszcze zejście szlakiem, kolejka, obiad traycyjnie w 'Burym Misiu' i szybka nocna jazda do Poznania. W poniedziałek po pracy wyjazd do Szczecina i 3 dni skręcania szafek spowodowały, że nie popłynęliśmy na fali ogólnego szaleństwa naszych rodaków. Uratował nas zdrowy rozsądek i odcięcie od prasy i telewizji, radia nie dało się słuchać - najwyraźniej "kto ciężko pracuje, ten czysty umysł zachowuje". Jutro wyjeżdżamy z Krakowa - planowane jeszcze ostatnie narty, a w niedzielę kolejny raz do sanatorium w Busku ;).

07 kwietnia 2010

WIELKANOC W LONDYNIE, CHICAGO i KOBIETA Z TATUAŻEM SMOKA

Siedzę przed ogromnym monitorem, nie ma polskiej czcionki, ale do Maca już zdążyłam się przyzwyczaić ;). Za oknem szaro, czasem leje jak z cebra, co tu nazywa się ładnie 'it rains like cats and dogs'... jesteśmy w Londynie, gdzie ludzie są mili i zawsze zadowoleni, w przeciwieństwie do pogody, która często jest byle jaka. Tym bardziej doceniamy słonce, które zaszczyciło nas w Wielkanocne popołudnie. Świąteczny lunch spędziliśmy w dużym, międzynarodowym gronie: Kristine z Belgii, Leslie i Steve z dziećmi Sathia i Luka z Niemiec, my z Polski oraz nasi gospodarze Hanna i Jurek sama już nie wiem skąd, w tylu miejscach mieszkali ;).
Zobacz inne fotki z Londyn Święta
Steve zajmuje się tworzeniem profesjonalnych prezentacji, które można obejrzeć na stronie cafegroup.

Było fantastycznie - polskim zwyczajem objedliśmy się do granic możliwości, a potem poszliśmy na bardzo długi spacer. Hania i Jurek na czas Wielkanocy zamienili się w króliczki i podczas spaceru biegaliśmy po krzakach szukając wielkanocnych jajek.
Zobacz inne fotki z Londyn Święta

Dla dorosłych było jajo ogromnej wielkości (Leslie udało się zostać szczęśliwym znalazcą, chociaż konkurencja była zażarta). W Lany Poniedziałek zostaliśmy przyłapani w łóżku i potem cały dzień trzeba było suszyć materac - ale tradycji stało się zadość.

Po południu poszliśmy do kina na duńsko-szwedzki thriller o bardzo ciekawej fabule, ale z ekstremalnie brutalną sceną gwałtu. Ciekawa była reakcja ludzi kiedy zgwałcona dziewczyna wzięła odwet na mężczyźnie, który ją zgwałcił. Ta scena też była ekstremalnie brutalna, ale wszyscy mieli zadowolone miny - ot sprawiedliwości stało się zadość. Jak ktoś lubi ciekawe obyczajowe filmy o interesującym zakończeniu to zdecydowanie polecam. Film był z angielskimi napisami i nie wszystko dokładnie rozumieliśmy, tym większe było moje zdziwienie, kiedy po projekcji angielka siedząca obok poprosiła o wytłumaczenie zakończenia (którego nie zrozumiała). Widocznie ważniejsze jest zrozumienie zamysłu reżysera niż bariera językowa ;). Popołudniową kawkę wypiliśmy w towarzystwie Evie i Theodory (obie z Grecji - fantastyczne dziewczyny). Theodora też widziała ten film i jej się nie podobał. Stwierdziła, że nie powinno się pokazywać tak brutalnego, jej zdaniem nierzeczywistego świata. Ja z kolei uważam, że otacza nas o wiele bardziej brutalny świat niż ten pokazany w filmie. Ze statystyk wynika, że nawet w tej chwili ktoś na świecie jest gwałcony, pytanie tylko czy chcemy sobie to uświadamiać i po co. Podzielność zdań stanowi podstawę do prowadzenia dyskusji, a im zdania bardziej podzielone tym dyskusja bardziej ożywiona i tym więcej można się dowiedzieć ;).





A teraz kolei na CHICAGO. Odkryliśmy, że grają w teatrze Cambridge i udało nam się zdobyć bilety. Kocham ten musical - z resztą jest moim ulubionym, więc wymagania były ogromne i pewnie dlatego będę bardzo krytyczna. Z pewnością pięknie było zobaczyć sztukę na West Endzie. Musical wystawiany w Londynie jest oparty na sztuce z 1926r., napisanej przez reporterkę "Chicago Tribune" Maurine Dallas Watkins. Dziennikarka zainspirowała się sprawami Annany Beulah (później stała się Roxy) i Belvy Gaertner (Velma), które opisywała dla gazety. Obie Panie były reprezentowane przez dwóch różnych prawników W.S. Stewarta i W.W. O'Briena, których cechy jak mniemam zostały potem przypisane musicalowemu Billowi Flynnowi. W Londynie sztuka obchodziła niedawno 10-cio lecie, a w przedstawieniu wzięli udział wszyscy dotychczas grający aktorzy - musiało trwać bardzo długo i robić wielkie wrażenie, ale ten show był zarezerwowany tylko dla vip-ów (ciekawe czy była królowa?). W każdym razie Chicago, najdłużej wystawiane przedstawienie na Broadwayu, doczekało się ekranizacji w 2002r. Wyśmienita obsada, produkcja niemiecko-amerykańska w reżyserii Roba Marshalla została nominowana w 13 kategoriach. Film został uznany najlepszym filmem 2002r. i zdobył aż 6 Oscarów w tym za dźwięk, scenografię, kostiumy, montaż i drugoplanową rolę kobiecą dla Catherine Zeta-Jones, która w filmie wcieliła się w rolę Velmy Kelly. Muszę więc przyznać, że niełatwo jest pokazać na scenie to co można było zobaczyć w filmie. Rola 'Mamy' Queen Latifah - królowej popu i bogini sexu jest nie do pobicia. Kiedy w teatrze zobaczyłam szczupłą blondynkę śpiewającą 'When You're good to Mama', to byłam tak zawiedziona, że nie pomógł nawet piękny głos aktorki. Za to Terence Maynard, który zagrał Flynna był o niebo lepszy o Gere'a. Scena "Cell Block Tango" w teatrze wypada znakomicie, ale i w filmie jest bardzo dobrze pokazana, za to "We Both Reached for the Gun" kiedy Roxy jest marionetką to wielka teatralna sztuka. Mimika twarzy, postawa i wspaniale wyćwiczone ruchy - wszystko to w doskonałej precyzji z muzyką, niesamowita płynność ruchu i zgranie aktorów - to zrobiło na mnie ogromne wrażenie... Ach żeby tak móc dla porównania zobaczyć Chicago na Broadwayu... Może w 2012 - Wojtek jak myślisz moglibyśmy to zaplanować w kalendarzu googla... and all that jazz...