PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



23 maja 2010

Po 21 dniach i 11 godzinach lotu wróciliśmy do domu.

Tajlandia – oznacza dosłownie kraj wolnych ludzi. Dawne królestwo Syjamu. Nowy smak i zapach. Turystyka bez granic. Z jednej strony szystko wolno – palić opium, brać narkotyki, korzystać z płatnego towarzystwa płci przeciwnej lub tej samej ;). Z drugiej strony 95% mieszkańców Tajlandii wyznje buddyzm i w większości są to ludzie praktykujący. No, najwyraźniej odpust działa w każdej religii. Wyznawca buddyzmu (mężczyzna znaczy) musi przynajmniej raz w życiu na trzy miesiące przywdziać mnisi habit. Minichów nie wolno fotografować (chyba, że nie widzą, albo biorą za to kasę), a kobietom nie wolno patrzeć w mnisie oczy ;) (chyba, że o tym nie wiedzą). W tym pięknym kraju pracują przeważnie kobiety, a nie tak jak u nas mężczyźni. Tajski stosunek do rzeczywistości to: 'men pei rai' – czyli 'nie ma problemu' – i mają taki sam stosunek do czasu... więc, jak już się wie, to zawsze można dłużej pospać! Ceny nie są wygórowane. Trzeba uzbierać na bilet i zacząć cieszyć się obfitością.


CO WIEDZIEĆ, ŻEBY NIE BYĆ ŚWINIĄ I NIE POPAŚĆ W KŁOPOTY

W miejscowościach dużych i turystycznych można się ubierać jak się chce, ale we wioskach i małych miasteczkach nie wypada chodzić w mini i bluzce z dekoltem i na ramiączkach. Tajowie są bardzo przesądni. Stawiają domki dla duchów, nigdy nie podpisują się czerownym dlugopisem, bo czerwony to kolor śmierci. Nie wolno im ścinać włosów w środę, bo to przynosi nieszczęście i podobnie jak u nas nie staje się na progu domu. Przy zaćmieniu słońca podobno robią straszny hałas – według wierzeń demon Rahu chce słońce połknąć, a hałas ma go odstraszyć – co ciekawe za każdym razem im się udaje i Rahu słońce wypluwa ;). Trzeba wiedzieć, że w Tajlandii jest obecnie rok 2553 ;).
Król jest tu powszechnie sznowany i nie wolno wygłaszać pod jego adresem żadnych uwag. Podobno jakiś Francuz wyrażał się niepochlebnie i aresztowano go jak tylko wysiadł z samolotu. Bhumibol Rama IX panuje szczęśliwie od 64 lat, a jego najstarszy syn jest już po 50-tce. Szacunek dla króla jest tak wielki, że jednym z zabronionych w Tajlandii filmów jest 'Anna i król' z Jodie Foster. Podobno król jest w tym filmie przedstawiony w negatywnym świetle, a ja się z tym nie zgadzam. Jeśli ktoś chce zobaczyć świetność królestwa Syjamu to akurat ten film jest jak najbardziej odpowiedni.
Większość mieszkanców wiosek jest uzależniona od opium, które wcześniej było używane jako lekarstwo, a obecnie zapewnia mieszkańcom dostatnie życie. Na terenach przygranicznych kwitnie nielegalny handel i jest niebezpiecznie, dlatego w góry nie wolno wybierać się samemu – trzeba skorzystać z jednej z wielu wycieczek zorganizowanych – zazwyczaj grupy są nieliczne.
Najstarsze i najlepiej zachowane zabytki to Waty – czyli świątynie. Zupełnie jak u nas ;). (Tu obowiązują długie nogawki i zakryte ramiona – choć w Bangkoku niekoniecznie). Drugie w kolejności są oczywiście pałace. W Tajlandii północnej warto odwiedzić przynajniej jeden z licznych parków naodowych. Czy wybrać się na trekking? – na pewno tak. W końcu każdemu podoba się co innego, a trekking tutaj zazwyczaj oznacza też rafting oraz czas spędzony ze słoniami.

PIENIĄDZE, ZAKUPY i JEDZENIE

Jednostką monetarną są Bahty. Na złotówki przelicza się bardzo prosto 1zł. to 10B. Dla przykładu godzinny masaż całego ciała to koszt 150B czyli 15zł. Dwuosobowy pokój z klimatyzacją można wynająć za niecałe 300B. Wynajęcie motoru 150B dziennie, samochodu 850B w zwyż, a roweru 30B. Należy uważać z zakupami – ceny są zawsze wygórowane i trzeba ostro się targować. Poza tym podobno często kupuje się niedokładnie to co się chciało: wiskozę zamiast jedwabiu, śliczny kamyk zamiast rubinu. Podkoszulki i koszule można kupic od 6 do 15zł, sukienki ok 25zł. Jak ktoś jest zdolny to może nawet taniej – nam się taniej nie udało. Najlepiej kupować w małych nieturystycznych miejscowościach – poczatkowe ceny sa niższe ;). Jedzenie jest niezwykle pyszne i tanie. Porządny obiad można zjeść za 15zł. Sok wyciskany z owoców wypić za 2zł. W menu dominuje ryż (Tajlandia jest największym eksporterem ryżu na świecie) i makaron (ten cienki z zupek chińskich). Do tego zazwyczaj warzywa i kurczak lub wieprzowina, rzadziej wołowina. Czasem przypadkiem z menu wybierze się coś na kształt zupy z wkładką. Taką zupę/sos je się z ryżem wybierając łyżką sos i polewając ryż. Dania z makaronem je się pałeczkami – nawet zupę! W przypadu zupy płyn wypijamy lub zostawiamy – uwaga – zazwyczaj jest bardzo ostre. Dania główne jemy łyżką traktując widelec jak nóż, a łyżkę jak widelec ;). Polecam spróbować zupę kokosową z kurczakiem – ostra po byku, ale palce lizać. Z alkoholi polecam piwo Chang (dwa białe słoniki). Co do nietypowych upodobań żywieniowych to powiem tak: dla europejczyka niektóre zwierzaki nie są do jedzenia, ale do przytulania, do kochania, a innych nawet by rozdeptać nie chciał, a co dopiero zjeść... niestety ograniczenia najwyraźniej wynikają z różnic kulturowych ;) przynajmniej dla mnie. Króliczki i pieski na wagę, szarańcze i inne robaki z grilla można kupić na podmiejskich targach. Z przykrością stwierdzam, że szarańczy nie dałam rady. Nawet do ręki nie mogłam wziąć, a co dopiero do ust... szkoda, bo bardzo chciałam spróbować... może następnym razem?
Owoce najlepiej kupować na targu – sprzedawca daje spróbować i nie trzeba kupować w ciemno. Rambutan to taki włochaty owoc – bardzo smaczny i podobny do lichi (w skorupkach). Durian śmierdzi jak kupa, ale jest bardzo ciekawy. Każdemu smakuje inaczej – mnie waniliowo-orzechowo – warto spróbować, a po pierwszym kęsie zapachu się nie czuje ;). Jack fruit – podobny do duriana, ale dla mnie niezbyt dobry. Mnóstwo odmian mango – ale ja najbardziej lubie te egipskie. W mieście można kupić owoce z takich mobilnych straganów – owoce są obrane, a na oczach klienta sprzedwca robi 'czop, czop', daje patyk i wkłada do woreczka. Koszt takiego przysmaku to zaledwie 1zł! Z takich samych straganów tylko, że z grillem kupuje się mięska pieczone i znów 'czop. czop' na kawałeczki wielkości na raz.



ŚRODKI TRANSPORTU

TUK-TUK – rodzaj motorowej rykszy

Absoltnie i pod żadnym pozorem nie należy poruszać się w Bangkoku tuk-tukami. Chyba, że ma się mnóstwo czasu i ochotę na jeżdżenie do kolejnych sklepów – żeby chociaż popatrzeć. Muszę przyznać, że techniki namawiania klientów są niewyobrażalnie dopracowane. Po trzech tygodniach w Tajlandii i uzgodnieniu, że do tuk-tuków nie wsiadamy, daliśmy się zrobić w balona – i to po mistrzowsku. Na ulicy pod pałacem zatrzymał nas facet i powiedział tylko, że brama do pałacu mieści się po drugiej stronie ogrdzenia. Zapytał nieśmiało (autentycznie) jak długo już jesteśmy w Tajlandii i powiedział, że jest nauczycielem na wakacjach. Polecił nam świątynię (z resztą bardzo fajną) i powiedział, że warto tam pojechać, bo tam są obrzędy – akurat dziś! No i pokazał na mapie dwa inne ciekawe miejsca. Zdradził też 'tajemnicę', że trzeba wybierać tuk-tuki z żółtą tablicą – żeby się nie dać nabrać! Bo te z żółtą tablicą są rządowe i nie pobierają extra opłat! Wybrał dla nas taki i uzgodnił cenę – jedyne 40B. (nie muszę chyba wspominać, że wszystkie mają takie same tablice). Już odszedł, ale jednak zawrócił i powiedział, że skoro też pracujemy w szkole to on nam pleca miejsce gdzie można kupić tanie ubrania i pamiątki. Światełko zapaliło się kiedy Pan z tuk-tuka pokazał nam drogę do świątyni – ale to jeszcze nie koniec! W światyni 'przypadkiem' był inny facet, który zagadał i powiedział, że jest takie miejsce, w którym się kupuje bez podatku i wymienił tą samą nazwe ;). No i zaliczyliśmy dwa sklepy po drodze – siatka zorganizowana nie do pojęcia! Z tego żyją ludzie – nawet jak nic nie kupisz, to tuk-tuk man dostanie kupon na paliwo, a jak kupisz to pewnie odbierze prowizję.

SONGTHAEW

To jest tani miejski środek lokomocji (w Bangkoku nie widziałam). To zwykły pick-up, który ma zabudowaną 'pakę' z dwiema ławkami dla pasażerow. Może i wolno jeździ, ale przynajmniej jest tani.

SAMLOR

Ryksza rowerowa – są prywatne i rzadowe. W tych prywatnych cenę ustala się z kierowcą, a wycieczka rządową rykszą kosztuje jedyne 50B.

ŁODZIE

Bangkok jest nazywany 'Wenecją Wschodu' z powodu sieci kanałów, po których można popływać długoogonowymi łodziami (prywatnie 1 godz.-400-500B – nie więcej). Można także przemieszczać się wodnymi tramwajami – pływają, za grosze co 20min.

TAXI

Stosunkowo niedrogi środek transportu pod warunkiem, że złapie się płatną wg licznika. Jeśli będzie po prostu z ulicy cena wywoławcza może nas przyprawić o zawrót głowy ;).

AUTOBUSY

Niezła jazda – tutaj wyróżnia się szereg klas, a każda jest dobra. Zwykłe autobusy podmiejskie kosztują mało, jeżdżą wolno, ale są czyste i podróżuje sie z miejscową ludnością. Za klimę robią otwarte okna. Autobusy 2 klasy są fantastyczne – zazwyczaj piętrowe i z klimą, ale autobusy typu VIP są wprost olśniewające. Siedzenia prawie leżące, firaneczki w oknach – stewardesa w firmowym toczku podaje posiłek oraz deser. Przystanek przy nowoczesnym markecie – można kupić owocki, cisteczka. W autobusie kocyk i filmik – podróż w tak luksusowych warunkach mija w mgnieniu oka ;).

POCIĄGI

Są stosunkowo drogie – wyróżnia się 3 klasy. Chyba najkorzystniej wybrać 2 – klima działa poprawnie i przez całą noc – przedziały nie są podzielone, ale każde łóżeczko ma firaneczkę – pościel wliczona w cenę. Obsługa jest 1 klasa – śniadanka, obiadziki i przekąski do wboru i koloru.

SAMOLOTY

Zdecydowanie na tak! Szczególnie te malutkie ;). Transport lotniczy jest relatywnie tani, a sieć połączeń dość dobrze rozwinięta.

WŁASNY ŚRODEK TRANSPORTU

W dużych miastach może i jest problem z powodu korków, ale uważam, że Tajowie jeżdżą bardzo ostrożnie. Przede wszystkim nie rozwijają dużych prędkości i wbrew temu co piszą uważają na motocyklistów. Chyba największą trudność sprawia ruch lewostronny – nieprzyzwyczajonym oczywiście... a jakoś dróg jest zadziwiająco dobra.


Wszytskie te opisy dotyczą Tajlandii północnej i środkowej – przypuszczam, że wyspy charakteryzują się zupełnie innymi prawami.

3 komentarze:

Nomad pisze...

Toż, to prawie przewodnik po Tajlandii. Nie myśleliście o tym aby napisać książkę lub nakręcić jakiś film podróżniczy? Przez trzy tygodnie i tak treściwe zwiedzanie materiału zapewne jest ogrom. Jak tak dalej pójdzie zostaniecie słynnymi podróżnikami. Mam w pracy kolegę, który poprzez moją picasa ogląda Wasze zdjęcia. Ostatnio wyraził podobną opinię.

Wojciech Olchowski pisze...

zawsze to watpliwosc czy z hobby robic prace...

Anna Bucholc pisze...

sama nie wiem - ogromnie mi miło, że taka opinia... i nie ukrywam, że staram się bardzo, bo wiem, że czytacie, że tam jesteście po drugiej stronie ekranu. Ale żeby tak pisać bardziej komercyjnie to chyba nie ja - raczej nie potrafię ;)