PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



07 listopada 2010

WIELKA SOWA

Ten ciepły, deszczowy weekend spedziliśmy w Sudetach Środkowych zdobywając bez wysiłku najwyższy szczt Gór Sowich - Wielką Sowę 1014,8m n.p.m. Na jej szczycie stoi betonowa wieża widokowa z niezbyt przyjemnym Cieciem, ale z fantastycznym widokiem na okolicę. Okoliczne lasy, które wydawały nam się niezwykle malownicze są wg wikipedii "najbardziej zniszczonym ekologicznie drzewostanem w Górach Sowich". W każdym razie Sudety zawsze nam się podobały, a teraz odkrywamy, że choć daleko od Krakowa są niezłym miejscem na skitury lub rower. Ze wzgledu na pogodę turystów było niewielu, w lesie spotkaliśmy stado łani i jelonka i przespacerowalismy się do sztolni Włodarz. Według naszego przewodnika Góry Sowie to najbardziej tajemnicze miejsce jakie można znaleźć - mówił, że na zdjeciach satelitarnych wyglądają jak ser szwajcarski. Sztolni, które figurują na jakichkolwiek planach górniczych jest około 120 z czego wejście możliwe jest do około 60. Długość korytarzy w samym Włodarzu to 3200m. Drążone od 1943 do 45r. w zimnie i ciemnościach przez tysiące więźniów kupowanych za 2 marki z obozów pracy - robią upiorne wrażenie. Część korytarzy jest zalana wodą. Biznes zbudowany na ludzkim cierpieniu czy pomnik pamięci? Można się nawet przpłynąć łódką...

Nocowaliśmy w sympatycznym schronisku 'Sowa'. Historia tego miejsca sięga 1897r., kiedy postanowiono wybudować obiekt turystyczny, a na inwestycję przeznaczono 7000 marek. Ostatecznie budowa pochłonęła ponad dwa razy tyle - coś o tym wiemy - budujemy dom i muszę stwierdzić, że do 2010r. nic w zakresie przekraczania zaplanwanego na budowę budżetu się nie zmieniło... wieczór spędziliśmy przy czeskim piwie 'Opat' słuchając szant w wykonaniu licealistów z Wałbrzycha.

nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Ostatnio zastanawiałam się nad unicestwieniem bloga. W końcu postanowiłam, że zostanie w formie czegoś w rodzaju pamiętnika udostępnionego tylko znajomym. Kiedy jednak przyszło co do czego zablokowałam dostęp do konta na fb i zlikwidowałam konto na naszej klasie blog pozostał w formie niezmienionej. Widać sama mam sentyment do tej mojej pisaniny ;)

3 komentarze:

Nomad pisze...

Jechałem kiedyś przez Góry Sowie ze Stołowych nad morze :) Polecam Stołowe jeśli jeszcze nie byliście. A z tym unicestwieniem bloga, to aż mi się gorąco zrobiło. Gdzie ja bym czytał o tych egzotycznych wyprawach! Swoją drogą faktycznie wiele osób ostatnio rezygnuje z pisania blogów. Moda powoli mija, jak ze wszystkim.

Anna Bucholc pisze...

Ze Stołowych przez Sowie nad morze? A samochód miał w tym udział, czy tylko rower? Stołowe są super - raz widzieliśmy jak pewna Pani zaklinowała się w Błędnych Skałach - jedni pchali, inni ciągnęli, ale i tak nie udało się udrożnić szlaku ;) chyba wezwali pogotowie? nie wiem, bo poszliśmy dalej...

z tym blogiem to dla mnie nigdy nie była kwestia mody, raczej przypadku, ale zaczynam pokutować za 'egzotyczne' wyprawy, bo wielu się wydaje, że musisz doprawdy nieźle zarabiać żeby pojechać. Takie podejście nie tylko jest przykre, ale zaczyna mi przeszkadzać na gruncie zawodowym. A w końcu chociaż się formalnie nie znamy to z pewnością miałbyś dostęp - zawsze czekam na Twoje komentarze i bałabym się, że zabronisz mi dostępu do swojego bloga ;)

Nomad pisze...

Oczywiście samochód, Z jednych wczasów (moich) jechaliśmy prosto na drugie (żony) :) Ja ostatnio odkrywam Beskid Wyspowy na rowerze. To dosłownie rzut beretem. Przy Myślenicach, a jest pięknie - polecam. Szkoda, że już jesień i dzień krótki.