Rano jest bardzo zimno, wstajemy szybko i pędzimy na wschód słońca. Szybko świta i boimy się, że nie damy rady wspiąć się na szczyt przed 6 rano. Wschód miał być o 5.54, ale słońce postanowiło zaspać i wstało o 6.10 J. Biegnąc na szczyt Serengot wyprzedziliśmy grupę Japończyków, z którymi zaprzyjaźniliśmy się i w ramach przyjaźni polsko – japońskiej zrobiliśmy wspólne zdjęcia i wymieniliśmy się adresami. Bartek był zachwycony, bo z zainteresowaniem oglądali i pochwalili jego aparat. Samo wejście na szczyt było niesamowite. Śpiesząc się (bo okazja była tylko jedna) zeszliśmy trochę ze szlaku. Z resztą jak się wstaje o 5 rano to nie można się spóźnić na wschód słońca. Biegnąc cudzymi polami spotykaliśmy ludzi, którzy zagadywali nas, pozdrawiali i wskazywali którędy będzie najszybciej. Jednego przyłapaliśmy na porannej toalecie – myjącego zęby, ot tak, zwyczajnie przed domem J. Mieliśmy szczęście było widać Annapurnę, Św.Górę i Annapurnę 1. Bartek mówi, że jeszcze nigdy w życiu nie widział czegoś tak wielkiego. To fakt. Piękne, ośnieżone szczyty, lśniące i majestatyczne, nabierały złotego blasku na naszych oczach. Zapierało dech w piersiach. Atmosfera zupełnie inna niż na Św.Katarzynie w Egipcie. Słońce tutaj wschodziło powoli, rozświetlając szczyty, a każdy stał i podziwiał ten widok w milczeniu. W tamtym momencie zrozumiałam, że na wzgórzu Serengot zostawiam część siebie i że na pewno jeszcze tu wrócimy.
Zobacz inne fotki NEPAL - POKHARA |
Godz.9.00 jemy śniadanie w pięknym ogródku hotelu Green Park. Później wyruszamy na trasę. Zabieramy też Senju – naszego kierowcę, któremu zadajemy setki pytań na temat życia w Nepalu. Po drodze spotykamy zaklinacza węży, który ma dwie male kobry. Kiedy wszyscy zaczynają nagrywać – sięga do koszyka i wyciąga Pytona – nie mija chwila, a już mam go na szyi. Pyton jest milusi, ale bardzo silny. Wygląda na to, że nie lubi takiego wiszenia, bo strasznie się wyrywa. Kobry są za to nieco przerażające, szczególnie, że jedna ucieka. W międzyczasie widzimy pokaz siły ze strony maoistów. Jadą na motorach i widać, że robią spore wrażenie. Senju jednak uspokaja, że mają tylko 4% poparcie i wygra partia aleksandryjska. Do wyborów jeszcze 4 dni. Płacimy tipa za Pytona i pędzimy dalej.
Zobacz inne fotki NEPAL - POKHARA |
DEVIS FALLS – super, ale lepiej go odwiedzić, kiedy jest więcej wody.
JASKINIA GUPTESHWOR – świetna i podobno największa w Azji, ale w to nie wierzymy. Jest bardzo ładna i widzimy wodospad od spodu, więc jesteśmy zachwyceni.
ŚWIĄTYNA BUDDY – STUPA – idziemy w strasznym upale. Wspinaczka pod stromą górę w takim upale to nienajlepszy pomysł, ale po wejściu na szczyt czekają nas aż dwie nagrody. Po pierwsze drugi raz w tym dniu jesteśmy tak wysoko, i widzimy całą Pokharę, a po drugie znajdujemy się dokładnie na przeciwko miejsca, z którego rano oglądaliśmy wschód słońca. Podziwiamy dzielną Ewę, która wyszła tu z chorym kolanem [i nas nie zabila za wyciąganie na takie męczarnie]. Po pokonaniu kilkuset schodów w dół czekają na nas łódeczki, którymi przeprawiamy się na drugą stronę jeziora. Mijamy złotą świątynię na wodzie, ale nie zatrzymujemy się, bo na drugim brzegu czeka na nas typowy nepalski obiad, a poza tym wszyscy są zmęczeni. Obiad jemy w pięknym miejscu – ogród tuż nad jeziorem. Jest ok.17. Pogoda super – jemy ryż z rybą i koziną i takie duże chipsy – bardzo smaczne, ale straaasznie ostre. Przepijamy więc dużą ilością piwa i poleconym przez Senju napojem: gorący sok z cytryny. W ciągu 5 min nagle zmienia się pogoda. Nadciągają chmury, zrywa się bardzo silny wiatr i nawet ptaki uciekają. Szkwał trwa może 20 min. i wszystko wraca do normy. Wyruszamy na zakupy. Sławek po wypiciu, aż 3 porcji miejscowego kefiru musi biec do hotelu, więc postanawiamy się rozdzielić.
Anna Bucholc
1 komentarz:
Wrocimy na to wzgorze razem...
Prześlij komentarz