PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



30 maja 2008

JAIPUR – FORT AMBER – [dzień 13]

Dzień trzynasty mam nadzieję, że nie pechowy. Jedziemy autobusem „de lux” do Jaipuru. Kurcze to nie był chyba za dobry pomysł, żeby wypróbować wszystkie indyjskie środki transportu. Jest tak, że nie chcemy nawet myśleć jak wygląda autobus „normal”. Pędzimy na złamanie karku, a kierowca cały czas używa klaksonu. Widać tutaj duży może więcej. Strach się bać, jak się nie rozpadnie to chyba będziemy przed czasem?! :)
Ufff – udało się – jesteśmy na miejscu. Upał. Oglądamy hotele, jeżdżąc jedną rykszą w 6 osób i ze wszystkimi bagażami – co nam odbiło?! Pierwszy hotel wydał nam się ładny, ale ma trochę wygórowane ceny – wychodzimy – jedziemy jeszcze do 4 innych hoteli i wracamy do tego pierwszego. Polecam: HATITTI GEST HOUSE. Szybki obiad, zimny prysznic i wyjazd do FORTU AMER (Amber). Godz.16.00 – nie można wyjechać na górę na słoniu, (bo słonie poszły do domu), więc wynajmujemy jeepa. U podnóża fortu widać starożytne miasto Amer. Jego historia sięga 1000lat. Fort był budowany przez 3 pokolenia i jest zlepkiem kultury mogołów i hindusów. Jest bardzo rozległy. Otaczają go mury w stylu muru chińskiego, ale mają tylko 12km.
Zobacz inne fotki JAIPUR - FORT...

ŚWIĄTYNIA KALIMATA – z zewnątrz malowidła wyglądały na zwykłe – od wewnątrz natomiast widać, że są pokryte złotem, które podsyca pozostałe kolory tworząc bajeczny wzór –super. Spodobały nam się apartamenty DżajSzinga (dziadek Szahdżahana). Całkiem w stylu Tadź Mahal – widać skąd była inspiracja. System starożytnej klimatyzacji powalił nas na kolana. Nie tylko zbierano wodę, ale rozprowadzano ją rurami do odpowiednich pomieszczeń, tam woda spływała po ścianach i była odprowadzana do ogrodu specjalnymi, ozdobnymi zresztą, wyżłobieniami w podłodze. Ogrody uległy zniszczeni, ale właśnie je odnawiają. Widzieliśmy specjalny wózek do wożenia królowej – waga jej stroju przekraczała 130 kg! Można z powodzenie powiedzieć, że taka królowa miała ciężko. Pałac był budowany przez 15tys. robotników, przez 15 lat. Najstarsza część fortu to PAŁAC MANSHINGHA. Miał 12 żon, więc pałac jest bardzo wymyślny. Labirynt korytarzy prowadzi z komnaty króla (na piętrze) do poszczególnych apartamentów królowych. Przy czym żadna nie miała możliwości zobaczyć, dokąd udaje się król, za to on widział wszystko. Na centralnym placu jest kolumnada, gdzie wszystkie żony mogły spotykać się razem. Z pałacu Manshingha są naprawdę piękne widoki. Stare miasto oświetlone promieniami zachodzącego słońca wygląda cudownie. Robimy mnóstwo zdjęć i czas wracać. Ten męczący dzień kończymy wystawną kolacją – zjadamy wszystko, co najlepsze – a „krakowska” z pomidorkami z puszek robią furorę.

Anna Bucholc

Brak komentarzy: