PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



30 maja 2008

JAIPUR – [dzień 14]

Zaczynamy od śniadania w ogrodzie, potem przepychanki z tuk-tukami i po chwili mkniemy w upale do Pałacu Miejskiego. Jaipur jest często nazywany Różowym Miastem, dlatego, że większość budynków przy głównej ulicy pomalowano na różowo z okazji odwiedzin Króla Angielskiego. Natomiast rykszarz mówił nam, że to jeden z Maharadżów przemalował miasto na ulubiony kolor swojej żony – wolimy tą wersję – wszystko dla kobiety – to tak bardziej po indyjsku. Oglądamy obecny dom (pałac) Maharadży i dawne domostwo jego przodków. W środku drogocenne tkaniny, broń i malowidła. W pałacu z zainteresowaniem oglądamy dwa wielkie dzbany, które podobno pojechały do Anglii wypełnione wodą z Gangesu. I tam na dworze królewskim ówczesny król – chyba Jerzy\- raczył się tą wodą razem z Maharadżą – i nie umarł! Robimy małe zakupy w miejscowej hurtowni, a ja przymierzam sari – jest naprawdę ładne. Z 6m materiału to już nawet firmany można zrobić. Biegniemy na targ i spotykamy tam naszych Francuzów z pociągu! Uznajemy, że to jest przeznaczenie i wymieniamy się mailami i zaproszeniami do naszych krajów. Później udajemy się do pałacu wiatrów - HAWA MAHAL. Jest to pałacyk zbudowany dla 12 żon i 47 konkubin, które nie mogły pokazywać się publicznie, więc zbudowano im pałac, żeby mogły podglądać mieszkańców miasta. Jest nazywany pałacem wiatrów, ponieważ jest zbudowany w taki sposób, żeby wiejący wiatr chłodził wnętrze pałacu. Z wieży rozciąga się wspaniały widok na całe miasto i na JANTAR MANTAR, czyli stanowisko astronomiczne DżajShingha. Jest to największe z 5 zbudowanych przez niego obserwatoriów. W środku interesujący zbiór przyrządów astronomicznych.
Zobacz inne fotki INDIE - JAIPUR

Wracamy do hotelu – teraz pozostaje poszukanie transportu do Dheli, jakieś zakupy, a jak zdążymy to będzie jeszcze świątynia GOWINA DEWA i wieczorne modły.
Do świątyni nie udało się dojechać, ale zakupy były całkiem udane. Rykszarz zrobił nam niespodziankę, ponieważ nie wiedział gdzie jest hotel i mieliśmy darmowy tour po mieście. Zajechaliśmy tuż przed burzą. Kiedy wbiegaliśmy do hotelu spadły już pierwsze krople deszczu.

Anna Bucholc

Brak komentarzy: