PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



06 maja 2008

INDIE - DELHI [dzień 1]

Lotnisko to jeden wielki brud i całe mnóstwo komarów. Już nas pocieły i zaczynamy żałować, że nie bierzemy malaronu. Bartek jako jedyny z wycieczki zostaje zatrzymany przy odprawie, ale nie jest źle i po przepytaniu dołącza do nas. I za chwile - po ustaleniu ceny - jedziemy w kierunku Starego Delhi. Pod mostem widzimy pierwszą świętą krowę :). Oceniamy, że wszystko wygląda po egipsku, jest tylko nieco brudniej. Wysiadamy przy bazarze i WOW teraz dopiero widzimy jak tu jest na codzień - zgiełk, hałas i mnóstwo ludzi. Musimy błyskawicznie wysiadać bo wszyscy na nas krzyczą i trąbią. Nie ma nawet chwili na zastanowienie bo już zainteresowali się nami rykszarze i bez pytania pakują bagaże. Przejażdżka rykszą rowerową okazuje się miejscową atrakcją. Zamieszkaliśmy w Hotelu Prijanka podobno international (zdecydowanie nie polecam). Pokoje są małe i bardzo brudne co ciekawe nie ma okien i nie działa klima. Obowiązuje tu godzina policyjna i nie używa się papieru toaletowego.
Zobacz inne fotki DHELI dzień 1

PIERWSZA WYCIECZKA - DELHI godz.11.00
Z dobrymi humorami zostajemy wtłoczeni do samochodu celem odbycia wycieczki po Delhi. Pan zapytany co będziemy oglądać odpowiada, że nasze pierwsze miejsce to INDIGET i jest wielce zdziwiony, że nie wiemy co to jest. Indiget okazuje się być bramą wolności (INDIA GATE), a Pan nie jest przewodnikiem tylko kierowcą. Tracimy 2 godziny na powrót do hotelu i odzyskanie pieniędzy, ale udaje się głównie dzięki Piotrkowi, odzyskujemy 1200 z 1800 zapłaconych rupii. Nasz kierowca nie może z nami jechać pod groźbą utraty pracy, więc łapiemy rykszarza. Ryksza przerobiona z motoru to naprawdę super sprawa. Dzielimy się na dwie grupy i jedziemy w miasto. Nazir nasz kierowca okazuje się również świetnym przewodnikiem. Z resztą sam przejazd taką rykszą to dla nas wielka atrkcja i cena też niezła, bo tylko 250rp. Zaczynamy zwiedzanie starego Delhi.

JAMA MASID (1650-1656) to najważniejszy meczet dla 120 mln muzułmanów. Jest jedną z budowli Szahdżahana – czerwony piaskowiec, marmur i zdobienia z mosiądzu. Wierni dokonują ablucji w sadzawce na dziedzińcu i modlą się w środku. Zwiedzanie oczywiście bez butów. Bryła meczetu jest inspirowana domem proroka, a z dziedzińca roztacza się wspaniały widok na czerwony fort.

LAL KILA – CZEROWNY FORT
Od DHELI dzień 1

Kupując bilet do Lal Kila spotykamy Polaka – Paweł właśnie przyleciał z Nepalu. Potem płacimy tip na szkołę i po szczegółowym przeszukaniu wchodzimy na teren fortu. 15.08.1947r. to właśnie tu po raz pierwszy wciągnięto na maszt flagę ogłaszając niepodległość Indii. Niestety w 1958r. większa część fortu została zniszczona. Lal Kila to ogromny kompleks. Mamy tu: MUMTAZ MAHAL – obecnie muzeum, RANG MAHAL – pałac królowej (zdobienia z belgijskich luster, a przez środek płynęła woda), CHAS MAHAL – pałac prywatny gdzie mieszkał Szahdżahan i o świcie pokazywał się ludowi na balkonie, DIWAN-E CHAS – sala audiencji, gdzie przyjmowano notabli i znajomych i wreszcie łaźnie, gdzie można było nawet zamówić perfumowaną wodę.

OBOWIĄZKOWE ZAKUPY
Zwyczajem indyjczyków lub/i naszego rykszarza pojechaliśmy na zakupy – oczywiście niechętnie. Sklep okazał się bardzo na poziomie. Nie dość, że był klimatyzowany to jeszcze dysponował wspaniałym asortymentem – ręcznie tkane dywany – niektóre zdobione złotem, srebrem i klejnotami, rzeźby, ozdoby, biżuteria i oczywiście sari, kurty i inne tradycyjne ubiory – można było mierzyć. Nasz honor uratował Piotr – kupując krawat :)

MAUZOLEUM GANDHIEGO

Od DHELI dzień 1

Niesamowite miejsce, cudowny park z niezwykłą muzyką i atmosferą – oaza spokoju.

PARLAMENT
Ostatnie dziś miejsce to budynek parlamentu i budynki poszczególnych ministerstw. Teren
w angielskim stylu – bardzo zadbany i nad wyraz czysty. Bliźniacze budynki naprzeciw siebie to ministerstwo edukacji i obrony narodowej, a na wprost pięknie utrzymanej alei widać pałac prezydencki. To co nas zaskoczyło to wszechobecne małpy i zielone papugi.

Naszą wycieczkę kończymy na INDIA GATE, która jest usytuowana dokładnie naprzeciw pałacu prezydenckiego. Setki zdjęć i wracamy do hotelu. Po drodze (z okazji niedzieli) odwiedzamy jedyny w Delhi kościół katolicki Św.Jakuba – bardzo ładny, ale okupowany przez kalekich żebraków. Od razu widać, że katolicy są hojni i miłosierni. Po powrocie do hotelu znów czeka nas niespodzianka. Co prawda zgodnie z umową pokój nam zmienili, ale zapomnieli gdzie są nasze bagaże. 10 min. nerwowego szukania i się znalazły. HURRA!

Wieczorem imprezka integracyjna, a później spacer po mieście i na dworzec, ale my z Bartkiem już na spacer nie idziemy.



Anna Bucholc

2 komentarze:

Wojciech Olchowski pisze...

Bardzo mnie zaciekawił opis mauzoleum Ghandiego. To mój autorytet, podziwiam jego życie i dzieło. Ciekawy jestem jak go upamiętniono. Opisany nastrój jest tym czego się bym spodziewał...

Przy okazji gratuluję spokojnego wstąpienia na pierwsze miejsce w Google, narazie z "Anna Bucholc" :), już to ułatwi znajomym dotarcie do tych opowieści...

Zastanawiam się tylko czy nie powinniście mieć jednego bloga z Bartkiem?

Anna Bucholc pisze...

To miejsce jest naprawdę czczone. Ludzie przychodzą całymi rodzinami, spacerują, modlą się, rozmyślają. Będą fotki to sam zobaczysz jak to wygląda.

Dzięki za gratulacje - szczególnie, że to był Twój pomysł na pisanie bloga i sam mi powiedziałeś jak go wypozycjonować :) A Bartek na razie nie chce pisać więc został dopisany w opisie - a jak ktoś nas zna to i tak przecież wie, że robimy wszystko razem :)