Zobacz inne fotki FUERTEVENTURA |
Przylecieliśmy na tydzień, popływać na deskach i natychmiast okazało się, jak mikre są nasze zdolności w zderzeniu z porywistym, silnym wiatrem
i nieregularnością fal Oceanu Atlantyckiego. Na szczęście dla początkujących, po południu woda zalewa część plaży i można nie tylko odsapnąć po ciężkiej walce, ale nawet poćwiczyć co nieco. Wciąż mnie zaskakuje ilość doznań, których można jeszcze doświadczyć. Nowych zdarzeń, uczuć, wrażeń... Na Fuercie udało mi się zrobić pierwszy water-start, czyli żagiel wyciąga cię z wody i od razu płyniesz ślizgiem. Poczuć siłę natury i tę wewnętrzną moc w sobie, kiedy gwizd wiatru zagłusza własny radosny krzyk – niezapomniane – jak każdy pierwszy raz. To się nazywa szczęściem początkującego. 20 kolejnych nieudanych prób później schodzisz z wody pokonany czując bezwględną niemoc mięśni, ale i tak z poczuciem zwycięstwa i uśmiechem wymalowanym na spalonej słońcem, zasolonej twarzy – skoro udało się raz musi udać się znowu – to tylko kwestia czasu!
Od FUERTEVENTURA |
Wyspa nie jest duża, ale też nie jest tania. Od wielu lat okupowana przez niemieckich turystów. Na próżno tutaj szukać raju poza obiektami hotelowymi, które wyglądają imponująco i karmią wyśmienicie. Plaże południowej części wyspy ciagną się kilometrami i w niewielkiej części 'zaludnione' są przez rozpasanych turystów i ... naturystów. Wynajmując samochód możemy znaleźć jakieś ustronne miejsce dla dwojga i pewnie dlatego 'kanary' są często wybierane przez nowożeńców. Na mnie ta wyspa nie robi wielkiego wrażenia. Piaszczysta, kamienista i wietrzna sprawia wrażenie niedostępnej, niezdatnej do zamieszkania. Infrastruktura turystyczna jest tu tak rozwinięta, że w mgnieniu oka przekonujemy się, że mieszkać tu jednak można i to całkiem wygodnie. Kluby nocne, kafejki, dyskoteki, wypożyczalnie i sklepy – wszystko co potrzebne turście za niezbyt przystępną dla Polaka cenę. Jednym słowem na Fuerteventurę nie wracam! Chyba, że ziszczą się wszystkie moje marzenia i kupię katamaran, który zapląta się 'przypadkiem' w te strony i zacumuje w malowniczej, samotnej zatoczce ;).
Wczoraj w nocy okradziono Monikę i Jaśka. Wszyscy mieliśmy otwarte balkony, będąc tym samym potencjalnym celem. Złodziej został spłoszony, ale zabrał telefony, pieniądze i dokumenty. Z Fuerty udało im się wydostać (Jasiek zciągnął potwierdzenie tożsamości z ambasady), ale ostatniej nocy nikt z nas nie czuł się bezpiecznie... W tym hotelu (Taro Beach) to nie był pierwszy raz – nie ma żadnych ostrzeżeń nawet ze strony rezydentki, która wie, że to się zdarza, ale powiedziała, że sami są sobie winni, bo spali przy otwartym balkonie – bezczelność ludzi nie zna granic...
3 komentarze:
nareszcie jakies wiesci!
to jak opisujesz swoje odczucia na desce jest fascynujace i inspirujace zeby wiecej probowac, obiecuje wrocic do regularnych wyjazdow juz po Wenezueli...
to jak piszesz o wyspie, poza natura co dla mnie brzmi dosyc pociagajaco (wygwizdow:), co lubie), to jednak uspokaja mnie ze to nie miejsce/wyjazd dla mnie :)
ogolnie bardzo obrazowo...
Mam takie samo wrażenie o Twoim opisie nauki. Pięknie piszesz o uczuciach/odczuciach. Aż chce się spróbować aby tego doznać.
Proponuję nasz wspaniały do nauki Polski Hel - ceny przystępne, krajobraz cudowny i idealne warunki dla początkujących. Problem jest tylko taki, że latem na Helu prawie nie wieje ;)
Prześlij komentarz