PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



04 maja 2010

BANGKOK - WĘŻE W DESZCZU

Dlaczego węże w deszczu? Ano po pierwsze od rana leje, a wg chińskich znaków jesteśmy węże (rocznik 77 tak ma), a po drugie odwiedziliśmy farmę węży i szpital, do którego pobiera się jad do badań i surowicy. W tym rzęsistym deszczu, od którego wcale nie robi się chłodniej, nie można było nas niezauważyć. Spacer z wypchanymi plecakami w pelerynach i czapkach? Uśmieszki... tutaj kiedy pada nie robi się nic, a co dopiero spacerować z bagażem - zachodni wynalazek...
Zobacz inne fotki z Bangkok

Bartek odwiedził fryzjera i tym razem świadomie został łysy. Z resztą nie można tu mówić o niedomówieniach, ponieważ mało kto mówi tu po angielsku. Za to z niezłym skutkiem rozmawiamy w Polsko - Tajlandzkim. Wyjechaliśmy z Bangkoku - nie tylko z powodu brzydkiej pogody (pada od Dheli po Hongkong). Zrobiło się nieprzyjemnie. W mieście mnóstwo wojska i policji w pełnym rynsztunku i z karabinami, gazety ostrzegają przed wojną domową, a miejscowi doradzają wyjechać jak najdalej od stolicy. W obozie 'Czerwonych Koszul' spokój i muzyka z głośnika. Może faktycznie bardziej natarczywa niż poprzednio, ale wciąż rozrywkowa ;). W każdym razie z wielkim trudem zdobyliśmy bilety na pociąg z klimą (innych nie było) i stwierdziliśmy, że choć relatywnie drogie, pociągi są full-wypas. Obsługa i żarcie perfekt i w przeciwieństwie do Indii, klima działała całą noc.

Znów jesteśmy 'biali'. Uczymy się mówić, jeść i zachować poprawnie. Język jest szalenie trudny. Dziewczynki do każdego zwrotu dodają 'ka', a chłopcy 'krab'. Strasznie się myli np. dziękuję jest: kop khun ka/krab. Podróżowanie tuk - tukiem w Bangkoku to nieporozumienie. Znaczy się jeździ się tanio, ale traci mnóstwo czasu, bo każdy kurs jest okupiony wizytą w sklepie czy agencji turystycznej. Nie trzeba kupować, kierowca dostaje napiwek za przywiezienie turysty ew. prowizję od zakupu. Cena bycia 'białym'. Nie kupiliśmy nic, ale przypomniał mi się zwrot z jakiegoś bloga 'kup Pan pierdół' - bardzo adekwatne ;).

2 komentarze:

Wojciech Olchowski pisze...

HEHEHE, uswiadomilem sobie ze ostatnie duze Wasze i wspolne podroze to - Nepal pod maoistami, komunistyczna Kerala w Indiach, teraz Tajlandia i Czerwone Koszule, a jesienia Wenezuela pod Chavezem :)

brzmi to jak masochoizm, dzieci PRL jezdza po swiecie tam gdzie komune czuc :)

jestem naprawde ubawiony :)

Anna Bucholc pisze...

No wiesz, starzejemy się i to jest trochę jak tęsknota za dziecinstwem ;) komunistycznym, bo komunistycznym, ale w jakim stylu!