PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



02 stycznia 2010

Pauza w Udupi ;)

Pierwszy raz zatesknilismy za domem w gorace popoludnie kiedy na dworcu kolejowym spiewalismy koledy w oczekiwaniu na Sanoja. To niesamowite jak bardzo moze byc zal tej naszej pieknej Polskiej tradycji, tego radosnego oczekiwania na pierwsza gwiazdke, kiedy mrozno za oknem, a w cieple domowego ogniska swietujemy z cala rodzina przy suto zastawionych stolach. Atmosfery naszych swiat nie mozna powtorzyc w tropikach...
Stloczeni z bagazami w malenkiej rykszy zaczelismy piac sie ku zielonym keralskim wzgorzom. W niewielkiej wiosce Odayamchal, w niebieskim domku na wzgorzu czekala na nas nowa przyjazn. Mama Sanoja pokochala mnie od pierwszego wejzenia. Wspaniala, piekna i ciepla kobieta – matka trzech synow - ja bylam dla niej jak corka, ktorej nigdy nie mogla miec.
W Indiach zycie wyglada inaczej. Stosunki damsko – meskie ograniczaja sie do minimum. Kobiety robia wszystko osobno, powiedzialabym nawet ze zyja innym zyciem niz mezczyzni, nawet po slubie. Ludzie sa bardzo religijni i prorodzinni, ale podstawowym problemem jest podzial kastowy i aranzacja malzenstw. Kiedy mezczyzna ukonczy 28 lat, a kobieta 24, powinni pomyslec o zalozeniu rodziny. Wtedy prosi sie o pomoc tzw.mediatora – czyli swata. Chlopak moglby wskazac dziewczyne – ze swojej kasty i tego samego wyznania – tylko, ze za bardzo nie ma mozliwosci, zeby ja poznac. Z dziewczynkami w ogole jest problem. Zeby wydac je za maz trzeba uzbierac na wiano i oczywiscie zaplacic za slub i wesele. Dlatego szczegolnie na wsi, gdzie ludzie sa biedni – nikt nie chce miec dziecka plci zenskiej. Nielegalne aborcje sa na porzadku dziennym – chlopak to zapewnienie dochodu rodzinie, a na dziewczynke trzeba zarobic...
Zobacz wszystkie zdjęcia z Wigilia w Indiach

Swieta spedzilismy w meskim swiecie – z Sanojem, jego bratem Manu i ich kuzynem Mijo. Poznym popoludniem uslyszelismy wystrzaly (uzywaja kapiszonow – efektowne) i przybyli kolednicy z Jezuskiem na talerzu. To taki obyczaj cos na ksztalt naszego 'po koledzie' i tez sie placi. Tutaj zamiast oplatka dzieli sie swiatecznym ciastem i mowi: 'wesolych swiat'. Przy czym ciasto podaje sie sobie nawzajem do ust i pozniej caluje sie Jezuska. Zjedlismy pyszna kolacje i do wieczora rozmawialismy. Przed polnoca przebralismy sie i ruszylismy do kosciola. Cale szczescie, ze dzien wczesniej uszylam sobie Panjabi (tradycyjna tunika ze spodniami), bo stroje 'wyjsciowe' sa tu naprawde bardzo eleganckie. Wszystkie ubrania dla kobiet szyje sie na miare – cudowna kraina ;). Msza swiateczna trwa az dwie godziny i nie spiewa sie wielu koled. Kobiety i mezczyzni siedza osobno i maja osobne wejscia. W trakcie mszy wychodzi sie na zewnatrz i podpala wielki stos. Ogien ma ogrzac nowo nardzone dzieciatko. Niestety niewiele moglam zobaczyc, bo kobiety czekaja az wyjda mezczyzni i dopiero wtedy moga wyjsc z kosciola. W kazdym razie nasze biale buzie wzbudzaly sensacje i kazdy chcial sie z nami przywitac. Poznalismy tez ksiedza i wszystkie siostry zakonne. W ciagu kolejnych dni odwiedzilo nas wielu gosci – wlasciwie kazdy z Odayamchal chcial nas zobaczyc. Mieszkancy stwierdzili ze wygladam jak Indira Gandhi i byli bardzo zadowoleni ze jestem do nich podobna. Bardzo dziwili sie ze spimy na zewnatrz w hamakach i bywalo ze rano budzilismy sie, bo ktos przyszedl popatrzec jak spimy. Spedzilismy rozkoszne dni zwiedzajac sad i odwiedzajac sasiadow. Co ciekawe w ogrodku rosna krotony wielkie jak drzewa, palmy kokosowe, drzewa z orzechami nerkowca, krzewy ananasowe i drzewa papaii i mango. Mango to narodowy owoc indii i podobno maja wiele, wiele odmian, ale teraz nie sezon – szkoda. Na sprzedarz uprawia sie kauczuk zbierany jak u nas zywica, a potem suszony – smierdzi ryba. I moje najwieksze odkrycie – pieprz rosnie na drzewie, a czerwony jest zielony ;).
W nocy lataja ogromne nietoperze wielkosci niewielkich liskow o rozpietosci skrzydel ok.metra, niestety zadego nie udalo sie zobaczyc z bliska. Podobno bardzo lubia mango i w sezonie przylatuja do sadu.
Sylwester byl bardzo ciekawy. Pojechalismy do Kottayam do kolegi Sanoja – Rijo. Zostalismy ugoszczeni po krolewsku i moglismy sprobowac wszystkich regionalnych keralskich potraw. Rodzina Rijo jest bardzo nowoczesna. Tata – byly policjant – swietnie gotuje. Synowie pomagaja w kuchni. Rijo ukonczyl MBA i teraz czeka na wyniki i oferte pracy. Mysli, jak wielu mlodych ludzi, o wyjechaniu na kilka – kilkanascie lat za granice. Szansa Indii tkwi w edukowaniu ludzi. Otwiera sie tu wiele szkol w tym miedzynarodowych – myslimy o tym czy nie warto byloby zainwestowac w Indiach. Szczegolnie teraz kiedy jestesmy czlonkiem UE. Rynek tutaj jest ogromny i wciaz nienasycony. Ech ci Europejczycy nawet podczas wakcji wciaz mysla o interesach ;).
W dzien sylwestra chlopcy zorganizowali nam wycieczke lodka po tzw. backwaters.
ZOBACZ WSZYSTKIE Z sylwester w Indiach

To zalewiska – slodka woda z kanalow uksztaltowanych obecnie przez czlowieka miesza sie z woda z oceanu. Wycieczka byla fantastyczna – plywalismy po kanalach i jeziorze, wykapalismy sie i zjedlismy pyszny lunch – fish curry w lisciu bananowca – miejscowa specjalnosc. Sprobwalismy toddy – alkoholu z kokosa, ktory smakuje troche jak serwatka. Toddy zbiera sie i pije tego samego dnia. Bardzo orzezwiajacy napoj. Po wycieczce nie mielismy okazji sie przebrac i od razu pojechalismy na plaze do Appalay na festyn sylwestrowy. Sadzilismy, ze zostaniemy na imprezie do rana, a tymczasem o 10.30 chlopcy zarzadzili odwrot. W drodze powrotnej odwiedzilismy kolego doslownie na 10 min. W koncu polnoc zastala nas w samochodzie w centrum Kottayam. Wysiedlismy na chwile zby powiedziec sobie Happy New Year i wrocilismy do domu zeby spotkac sie z kolejnym kolegE z Cochin. Wypilismy piwko i poszlismy spac. Interesujace – najlepszy dzien sylwestrowy i najdziwniejsza zabawa sylwestrowa.
ZOBACZ WSZYSTKIE Z sylwester w Indiach

Sanoj mowi, ze w Indiach maja ok.1000 przeroznych swiat z czego w samej Kerali ponad 150, najwazniejszych swiat jest 29 – wiec sylwester czy wigilia to tylko jedne z wielu – nie ma sie co dziwic, ze nie przykladaja do nich az takiej wagi. W Indiach ludzie mowia w 1618 jezykach i wyroznia sie 6400 kast.
Jutro wyjezdzamy do Rasty – nie udalo nam sie kupic biletow i kolejny raz jestesmy na tzw. waiting list. oznacza to, ze nie ma dla nas miejsc w pociagu. W praktyce wyglada to tak, ze wszyscy wsiadaja. Przed nami 9 godzin jazdy w upale – zobaczymy jak bedzie ;).

Dla tych ktorzy doczytali do konca lub zaczeli od konca wyjasniam znaczenie tytulu posta: Pauza to hinduska nazwa miesiaca, ktory zaczyna sie mniej wiecej w polowie grudnia i konczy w polowie stycznia, a wiec w tym czasie kiedy my tu jestesmy. Bardzo nam to przypadlo do gustu, bo faktycznie zamiast napietego grafiku i zwiedzania pauzujemy poznajac ludzi i prawde mowiac leniac sie niemozliwie. A Udupi to miejscowosc nieopodal, ktora ze wzgledu na skojarzenie z polskim pasuje do pomyslu wyjazdu na swieta w tropiki ;)

HAPPY NEW YEAR 2010 FROM THE HOTEST CAFE INTERNET I'VE EVER BEEN ...

6 komentarzy:

Nomad pisze...

Bardzo ciekawa ta twoja opowieść. Ciekaw jestem jednego. Rozumiem, że skoro Jezus, to byliście w kościele i na mszy chrześcijańskiej. Czyli wśród ludzi wyznającej taką samą wiarę jak w Polsce. I mimo tego, wśród tych ludzi też są takie podziały między kobietami i mężczyznami? Nawet w kościele? Choć z drugiej strony ja jeszcze pamiętam ze swego dzieciństwa: Prawa strona w kościele same kobiety, lewa mężczyźni. W tej chwili praktycznie się to już zatarło.

J.K. pisze...

Czyta się to jak je chleb z masełkiem . Jarosław Kret wydal książkę o swoim widzeniu Indii .Musze ją przeczytać....ciekawe ,które rejony opisuje .A Ty pisz...może się nazbiera na książkę? :)))
A tak w ogóle to cieszę się ,że z tej perspektywy zobaczyłaś dokładnie tradycję naszych świąt .Ciekawa jestem ,jak Bartek? Pozdrawiam nieustannie :)))

Anonimowy pisze...

Czytając te fragmenty można się poczuć jakby było się na miejscu i przeżywało to wszystko z Wami. Co jakiś czas zamykam oczy i wyobrażam sobie co przeżywacie...dzięki fantastycznym opisom:)
Szkoda tylko, że tak rzadko są zamieszczane :(, ale to można wybaczyć z racji trudności z dostępem do internetu.

Anonimowy pisze...

Super przeżycia. Jestem za tym, żebyście to opisali szerzej, bo super się czyta o tej niestety gorszej odmianie ludzkiej. Pozdrawiamy ze Sz-na A.G.D.

Anna Bucholc pisze...

W Kerali, w ktorej nieustannie przebywamy mieszka 40mln ludzi - z czego polowa to chrzescijanie. Swieta spedzilismy z rodzina wyznania syriansko - katolickiego i taki byl kosciol. W zasadzie - pomijajac ze dluzej - msza wygladala tak samo jak u nas.

Czemu gorszej odmianie? Sa po prostu inni - ani lepsi, ani gorsi ;)

Jak bedzie czas napiszemy wiecej w Rasta jest internet, ale malo czasu...

Anna Bucholc pisze...

p.s. Bartek podziela opinie o swietach ;) ksiazka bedzie jak zmadrzeje - czyli jeszcze dlugo nie - ale pomysl juz jest. I ja tez chce przeczytac Kreta.