Zobacz inne fotki z karkonosze |
Po pysznych pampuchach z gulaszem wyruszyliśmy ze Spindlerovego Mlyna. Trasa miała zająć niecałe 3 godziny (8 km), więc nie spieszyliśmy się i robiliśmy sporo zdjęć. Do Labskiej Boudy doszliśmy o 17. Schronisko zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Jego historia sięga 1830r., kiedy to przedsiębiorcza Babka niejaka die Bllase skleciła w tym miejscu niewielki kram i sprzedawała kozi ser i gorzałkę. Obecnie po przebudowie w 1969r. hotel to ogromny postkomunistyczny moloch, a mieści tylko 79 pokoi (120 miejsc noclegowych). Od 2007r. jest w rękach prywatnego właściciela i jak dowiedzieliśmy się na miejscu: 'zatvorene ne widzicie?!'. Na szczęście do kolejnego schroniska było tylko 40min, ale za to tam skasowali nas po 70 koron za osobę w 3 i 4 osobowych pokojach ;). Na pocieszenie urządziliśmy sobie imprezę na wesoło z mnóstwem toastów przygotowanych przez Wojtka. W sobotę do południa pogoda była w miarę dobra, ale później zaczęło padać. Obiad zjedliśmy w 'Odrodzeniu' i nauczeni przez Czechów zrobiliśmy telefoniczną rezerwację miejsc w 'Samotni'. Czeska strona w ogóle wywarła na nas średnie wrażenie, więc postanowiliśmy trzymać się naszej, polskiej krainy. Dla mnie powrót na szlak przyjaźni był wspomnieniem dawnych lat - dokładnie 10 lat temu byliśmy tam z Bartkiem na naszej pierwszej wspólnej wycieczce. Dokładnie to pamiętam: było zimno, deszczowo i mgliście - widoczność może na 10m. Na Szyszaku leżał śnieg, a ja bałam się tak bardzo, że jak zobaczyłam Śnieżne Kotły to zrobiła mi się blokada i musieliśmy zawrócić i pójść drogą zimową. Na szczęście to już przeszłość - choć pogoda nie była wiele lepsza Śnieżne Kotły tym razem były piękne, a nie straszne ;). Do schroniska dotarliśmy przemoczeni, ale pyszne jedzenie i gorąca herbata szybko postawiły nas na nogi. Samotnia została nominowana do najpiękniejszych miejsc w Polsce i nic dziwnego - klimat tego miejsca jest niepowtarzalny. Zacytuję fragment ze strony schroniska:
"Oto jak widział okolicę stawów w Karkonoszach w czasie swojej wędrówki po Dolnym Śląsku latem 1844 roku Bogusz Zygmunt Stęczyński:
"A przeszedłszy przez górę Srebrnego Grzebienia,
Stajemy niespodzianie pełni zdziwienia.
Czarny Staw (Wielki Staw) połyskuje się wśród skał ołtarza.
Wdzięczy się z odległości,a z bliska przeraża.
A u stóp mamy jezioro drugie (Mały Staw),
Tylko głębsze, smutniejsze, bez ozdób natury,
Ponieważ ma wokoło obnażone góry,
I posiwiałe barwą kamienie ogromne,
Szarpane siłą czasu, leżą wiekopomne.
Tam szałas, od pasterzy w lecie zamieszkany,
Od gości unużonych bywa odwiedzany,
W którym ogień całą noc pali się z łoskotem,
A pasterze wokoło śpiąc, leżą pokotem..."
Od karkonosze |
Na przełomie XVIII i XIX wieku ilość górskich bud w całych Karkonoszach szacowano na dwa i pół tysiąca! Niewiele się z tego ostało po dziś dzień, ale Samotnia, choć świeżo wyremontowana, zachowała blichtr z dawnych lat. Do późnego wieczora dyskutowaliśmy tak zażarcie, że aż żal było iść spać. A w niedzielę rozpadło się na dobre i podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna zeszła na Polską stronę do Karpacza, a druga na Czeską po samochody ;). A dziś na Kasprowym leży 20cm śniegu, więc chyba mamy już po pięknej, złotej jesieni...
p.s. i zaczną się ski-toury ;))
Anna Bucholc prosi o komentarze:
1 komentarz:
Rowniez dzieki calej ekipie za wytrwalosc w wedrowaniu w deszczu po gorach...
Prześlij komentarz