PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



31 października 2016

OFF ROAD URODZINOWY

Ależ mój mały samochodzik zasuwa! Spisał się na medal chociaż muszę przyznać, że wśród super poważnych kładów i podrasowanych terenówek wyglądał niepozornie i jeszcze ten różowy dach - no po prostu Baba za kierownicą :). Z resztą ja też się nie spodziewałam, że taka będzie zabawa! 
Bartek dał radę i zupełnie nic nie mówił - ale oczy mu się śmiały, dobrze wiedział, że to fantastyczny prezent - takie niespodzianki to ja lubię - z resztą zobaczcie sami:

no i jeszcze FOTKI - jak je zobaczyłam wczoraj późnym wieczorem, to musiałam aż 4 herbatki na uspokojenie wypić, bo o spaniu nie było mowy!



07 października 2016

come back

W kraju zawierucha - nie tylko ziąb nagły i pierze deszczem, ale przede wszystkim ludzie na ulicach, wewnętrzne podziały, ksenofobia i demagogia, w której już nawet politycy przestali się orientować. Ja tymczasem znów oddycham spokojnie, depresja odeszła, albo czai się gdzieś w zakamarkach, ale nie jest już towarzyszką codzienności. Wakacje za nami, a wraz z jesiennymi liśćmi przyszła chwila spokoju. Powoli kończymy wszystkie rozpoczęte sprawy i aż strach się zabrać za zaległe posty i prezentacje sprzed ponad dwóch lat. Zaniedbałam tego bloga, ale na usprawiedliwienie przed samą sobą przyznam, że to tylko w kwestiach publikacji. Wszystkie wspomnienia spisuję na bieżąco. Tyle się dzieje, że nawet najwspanialsze chwile zacierają się i mieszają niesione niespokojnym wiatrem wydarzeń. Odpisałam na wszystkie zaległe maile, a teraz piję poranną kawę i uśmiecham się do siebie. Bilety na czerwcowy koncert Coldplay kupione, Chris cichutko w tle nastawia mnie do wzięcia się do pracy, a dziś jest dzień piżamy i nadrabiania zaległości. Taki cichy i spokojny dzień. Tylko czekać, aż znów coś się wydarzy...

06 lipca 2016

Nadmorskie przygody

Cudowny tydzień na Hestii za nami - przed nami Lednica, a ja znowu zacznę pisać, bo... skończyliśmy studia :)
http://gdansk.tvp.pl/25974454/archeolodzy-skanuja-wraki-statkow

04 kwietnia 2016

Wujaszek Wania w 6 piętrze

Żeby nie było, że ja tylko o podróżach i tylko na FB to donoszę, że wczoraj byliśmy w Teatrze. Toż to dopiero był teatr! A jaka obsada! Od najdrobniejszych szczegółów, przez muzykę po jakoś wspaniałej wręcz gry aktorskiej - wszystko to sprawiało, że nie dało się opanować emocji. W każdym fragmencie sztuki, każdy aktor będący na scenie miał dla widza znaczenie, nawet jeśli w danym momencie nie wypowiadał kwestii. A grali całą postacią, każdy z nich, mimiką, dłońmi, drżeniem ciała, piękne to było tak, że aż bolało serce. I choć fabuła niezaskakująca to zaskoczeniem był fakt takiego kunsztu aktorskiego jakiego dawno nie zaznałam. I kiedy wstałam oklaskując aktorów w podzięce dla tak wielkiego poświęcenia to drżały mi nogi i trzęsły mi się ręce i czegoś takiego, tak wielkiego wzruszenia w teatrze nie doświadczyłam nigdy.
I jeszcze fragment recenzji Pani Katarzyny Hanny Binkiewicz: 

"Każda z postaci skupia uwagę, każda jest inna i wnosi na scenę swoją emocjonalność. Każda z nich w pewnym sensie jest postacią tragiczną, ale czy można mówić o tragedii, kiedy sami piszemy swoją historię? Kiedy wolimy znane piekło od nieznanego nieba. Kiedy bezradność jest tak wielka, że gotowi jesteśmy posunąć się do czynów ostatecznych i jednocześnie tak bardzo pragniemy spokoju, szczęścia, miłości. Lęk paraliżuje.
„Wujaszek Wania” choć klasyczny – nadal jest absolutnie uniwersalny. Obraz w reżyserii Andrzeja Bubienia nie stracił nic ze swojego tragikomicznego wydźwięku. Spektakl nie jest przeciążony, nie stał się też emocjonalną wydmuszką. Tempo jest wyważone, a znakomita, monumentalna i bardzo inspirująca scenografia i muzyka tworzą spójną całość.
Czechow nie oszczędza widza, czytelnika, słuchacza. Rozcina serce i naprzemiennie nakazuje śmiać się i płakać. Jego dramaty dotykają, jego czujność i przenikliwość niezmiennie straszą i bawią. Wychodząc z teatru w głowie pulsują miliony pytań, wątpliwości. Ile cierpienia jesteśmy w stanie znieść? Czy można żyć i ŻYĆ? Czy można całe swoje istnienie wyjałowić, odsączyć z emocji, pragnień? Można. I to wielka tragedia. Tak wielka, że łatwiej ją zaakceptować niż cokolwiek zmienić. Dzisiaj nazywałoby się to może wychodzeniem ze strefy komfortu. Co prawda trudno mówić o komforcie w przypadku bohaterów Czechowa, niewątpliwie jednak każdy z uczestników tej rodzinnej układanki boi się dokonać jakiejkolwiek zmiany. A nawet jeśli udaje się – choć na chwilę – przełamać lęk, nie starcza im siły i motywacji, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie."