Wiosna przyszła, ptaszki ćwierkają, kwiatki rosną - idą święta. U nas niby nic się nie dzieje, a życie pędzi jak szalone. Tygodnie mijają w zadziwiającym tempie i pewnie zanim się obejrzę będzie już lato. Wtedy może napiszę coś ciekawego, bo wybieramy się na rower do Toskanii. Do tego czasu mogę tu pisać tylko o jednym - budowa - niekończąca się opowieść (to mój ulubiony film z dzieciństwa...). Trasę z Krakowa do Warszawy znamy już na pamięć - krążymy tak co tydzień - cztery dni tu - trzy tam i z powrotem. Po zaznaczeniu kontaktów, gniazdek i światełek (co wcale łatwe nie było i dziwne, że się nie skończyło rozwodem), kupieniu setek metrów rozmaitych kabli, puszek i skrzynek, nasza praca polega na patrzeniu. Tak, tak. Kręcimy się po budowie i patrzymy jak Panowie pracują - fascynujące... Dobrze, że chociaż pracujemy na telefon, jak jest zasięg, bo czasami nie ma - nie wiadomo dlaczego. Ostatnio z nudów zaczęliśmy wypompowywać wodę z rowu, ale okazało się to zupełnie bez sensu, bo nie minęło 5 minut i rów się zapełnił... Podobno zdjęcie naszego domu trafiło do gazety Łomiankowskiej - z tytułem 'dom nad jeziorem' i pewnie nie muszę pisać, że w okolicy żadnej wody nie ma - poza gruntową...
Jak wracamy do Krakowa, to nie ma czasu na aktywności - chodzimy na imprezy ze znajomymi, robimy pranie ciuchów roboczych, pakujemy się i fiuu do Stolicy i nic się nie dzieje. Wiosna przyszła...
PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM
Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
Dom nad Jeziorem - chyba jest taki film :) Lata w których remontowałem/rozbudowywałem dom pamiętam jako najlepsze lata. Budowa daje jeszcze więcej frajdy.
Prześlij komentarz