Dziwna ta zima w tym sezonie - niby jest, a jakby nie było. Dostałam pozwolenie od lekarza, a poza tym trzeba było przetestować nowe narty, więc nie zaważając na temperaturę +2 i padający deszcz pojechaliśmy na narty. W Zawoi wcale nie było lepiej - do deszczu doszła mgła, a śniegu jak na lekarstwo - poza stokiem właściwie tylko trawa. Miny nam zrzedły, ale co było robić - wyjechaliśmy wyciągiem na Mosorny Groń i na chybił trafił obraliśmy trasę. Bartek z Grześkiem chcieli wystąpić w
zawodach skiturowych - mają być w przyszłym tygodniu - ale nikt nie wiedział, którędy będzie szła trasa (a trzeba było wydrukować mapę). Wyszliśmy niebiesko - żółtym szlakiem na Halę Śmietanową, a potem zjechaliśmy czerwonym do Krowiarek. Pod górę było mi bardzo ciężko - jednak nic nie robienie odcisnęło piętno. Za to w międzyczasie wypogodziło się, przestało padać i w końcu zobaczyliśmy prawdziwą zimę. Co prawda pomyłka trasy spowodowała konieczność wniesienia nart pod górkę na jednym z odcinków, ale potem zjechaliśmy po drewnianych schodach i ostatecznie było fajnie.
a później po kamieniach przez las i Bartek wracał pieszo do Zawoi - próbowaliśmy złapać stopa, ale okazało się to niemożliwe... Jeśli kiedyś zobaczycie gościa idącego drogą w butach narciarskich to zatrzymajcie się - dobre uczynki są w cenie przy ostatecznym rozliczeniu...
p.s. nowe narty są super - 10cm dłuższe i sporo szersze - to daje przewagę w głębokim śniegu, a buty hiper-super (mogłabym wiersze o nich pisać), przepaść technologiczna w porównaniu do poprzednich - wkładasz nogi i masz - nie ma żadnego wpychania stóp przez 10min, szarpania się z beznadziejnymi sznurówkami i naciągania klamer, aż się odciski robią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz