PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



23 grudnia 2009

Kumbla

Wlasnie odebralismy maile swiateczne i tak nam sie zal zrobilo. Tutaj nie ma nastroju swiat. Jest goraco jak w piekle. Dostalismy zaproszenie na wigilie do Sanodza i jego rodziny - gdzies w gorach. Zobaczymy jak hinduscy chrzescijanie obchodza swieta i z tego bardzo sie cieszymy, ale nastroju rodzinnych swiat polskich raczej nie uda sie tutaj odtworzyc. zobaczymy.

W Kumbli jestesmy od trzech dni. W miasteczku znaja nas chyba wszyscy mieszkancy i wszyscy oni juz dokladnie wiedza gdzie jest Polska ;). Swoja droga w chrzescijanskiej Kerali trafic na muzeumanska wioske to jest naprawde wyczyn. Okazuje sie, ze tu nigdy nie zawital zaden turysta - byl jeden Francuz, dwa lata temu, ale tylko przyjechal zobaczyl plaze i pojechal, a my mieszkamy?! Jestem pierwsza biala kobieta jaka tu widzieli. Z reszta zobaczyli bardzo duzo tej mnie, bo oni tu nie zazywaja kapieli w oceanie - bo woda jest slona i podobno to jest niebezpieczne ze wzgledu na rekiny i prady wodne. W kazdym razie cala wioska przyszla zobaczyc moj stroj kapielowy i tych trzech bialych - chyba nie ludzi, ktorzy nie wiadomo co robia na plazy. Poczatkowo chcielismy spac rozwieszeni na hamakach, ale to bylo kompletnie nie do przejscia, nawet whotelu sie dziwili ze chcemy zostac kilka dni. Teraz jest nam bardzo milo - kazdy nas zaprasza do siebie na poczestunek i chce zamienic chociaz kilka zdan, nawet jak nie zna angielskiego ;). Dzieciaki nie odstepuja nas na krok, z niesmialoscia biora polskie cukierki (kukulki) i zadaja setki pytan.
ZOBACZ WSZYSTKIE ZDJĘCIA Z Kumbla

Dzisiaj np. uczyly nas jezyka, a Bartka od wczoraj szkola w krykieta, ale niestety pierwszego dnia zlamal im pilke ;) i musielismy kupic nowa. Chyba nie bardzo wierzyli, ze przyjdziemy z nowa pilka i kiedy sie dzis pojawilismy wybuchla radosc i umowili sie z nami na popoludnie. Chwili spokoju nie ma i ciezko sie bedzie pozegnac. W sumie ci ludzie juz sie do nas przekonali i teraz moglibysmy tu wszystko - proponuja roznosci zeby nam dogodzic - moze na ryby poplyniemy, a moze zjemy rybke, a moze cos zwiedzimy itd. itp. - Kumbla jest rewelacyjna i moze uda nam sie wygrac w loterii - bo wczoraj dali nam kupon w sklepie i mowia ze jak wygramy to zadzwonia. Indie sa cudowne.

Tymczasem zyczymy wszystkim wesolych, rodzinnych i bialych swiat no i mnostwa prezentow ;).

pozdrawiamy

19 grudnia 2009

Mangalore

Robi sie naprawde ciekawie - caly czas nie ma polskiej czcionki !?! i w tej miejscowosci tylko my jestesmy 'biali', a jutro wyladujemy w Kumbli gdzie moze nawet nikt nie slyszl o bialych turystach. W kazdym razie kiedy pytamy o ta miejscowosc wiekszosc wytrzeszcza oczy i mowi, ze o takiej nie slyszalo lub ze to straszna dziura i po co tam jechac. no zobaczymy - plan jest taki zeby spedzic swieta z kolega Wojtka - Sanodzem i jego rodzina - tylko czy uda sie spotkac z Wojtkiem przed wigilia - oto jest pytanie ;). Podroz pociagiem tez byla ciekawa - na ok.50 wagonow bylo tylko 3 turystow - my i Anglik - wtloczeni razem, by nie czuc sie samotnie. Teraz wiem jak sie czul Gandhi, kiedy go wyrzucono z pociagu za kolor skory - nas nie wyrzucili, ale tez nie chcieli za bardzo mieszac z innymi ;). Na szczescie ludzie sa tu bardzo pomocni i sympatyczni. Dzieki nim dokonalismy najwiekszego wyczynu w Indiach - udalo nam sie wysiasc z pociagu! W ramach oszczednosci wybralismy pociag podmiejski - po pierwsze nie wiedzielismy ktory pociag wybrac, a dworzec w Mumbaiu odwiedza dziennie 2,5 miliona ludzi, wiec powiedzmy, ze bylo troche tloczno, a pociagi nie staly dluzej niz 2min, co w perspektywie czasu okazalo sie byc bardzo dlugim postojem, bo na kolejnych stacjach nie staly dluzej jak 20 sekund. Ktos nam wskazal pociag, ale w pierwszym wagonie mogly jechac tylko kobiety i Bartka wyprosily, a kolejne byly zajete przez samych mezczyzn wiec w koncu musielismy wsiadac i juz trudno - okazalo sie, ze jestem jedyna kobieta w 30 przedzialach. Panowie byli zaaferowani moim widokiem i to nas uratowalo. Przedostatnia stacja przed nasza wypelnila pociag po brzegi (a nawet bardziej) i Panowie kazali nam przecisnac sie do drzwi uzywajac wymownego 'teraz!'Faktycznie chwile pozniej pociag zaczal zwalniac i tylko damski glos zmusil Panow do zrobienia odrobiny miejsca. W Indiach kobiet nie wolno dotykac i faktycznie nie wiem jak to zrobili, ale wysiadlam bez problemu, chociaz w biegu, Bartek mial gorzej, ale jak nam sie udalo dostalismy owacje.
Od Indie Mumbai

Podmiejskie pociagi to hardcore. Miedzymiastowe to zupelnie co innego. Poza tym, jak sie ma wlasna poduszke, spi sie na karimacie, a nie na brudnej dermie i zabierze sie wlasny spiworek to jazda zdaje sie byc komfortowa. Kazda zlotowka wydana na jedwabny spiwor zwrocila sie w tej jednej podrozy. Bylo w nim chlodno i przewiewnie. Mankament byl taki ze kazdy kto przechodzil macal zeby sprawdzic co to za material. W pociagu do wyboru sa dwa rodzaje toalet - 'indian style' i 'western style'. Ten pierwszy to dziurka w stylu tureckim - do niedawna takie byly na szczecinskim Turzynie - wygodniejsze i bardziej higieniczne - poza tym dobrze wyrabiaja miesnie nog przed sezonem narciarskim ;).

18 grudnia 2009

mumbai - dzien drugi

Zagralismy w reklamie telefonii komorkowej - virgin zamiast w filmie, ale poznalismy druga co do popularnosci supergwiazde Indii - nie pamietam jak sie nazywa, ale bylo sporo gapiow ;). Zarobilismy okragly 1000 i byly to chyba najciezej zarobione pieniadze w zyciu. Caly dzien na planie zdjeciowym, straszliwy upal - swiatlo naprawde bardzo grzeje i kazda scene trzeba powtarzac kilka, a nawet kilkanascie razy. Zeby bylo smiesznie zagralismy w roli ... turystow ;). Oprocz nas byly jeszcze dwie pary - nazwane przez naszego menadzera - bialymi - jak my - i chyba po raz pierwszy w zyciu ktos mnie nazwal bialym czlowiekiem. Nie bylo bardzo zle - mielismy specjalna wode dla turystow - czyli z oryginalnie zamknietymi kapslami i dostalismy pyszny obiad. Moglismy sie przebrac w takim wozie jak na filmach pokazuja, ale okazalo sie ze nie trzeba nas przebierac, ani malowac, o dziwo, wygladalismy dokladnie tak jak turysci ;).
Od Indie Mumbai

dzisiaj za chwile idziemy na dworzec i spedzimy w pociagu ponad 20 godzin. Nastapila kolejna zmiana planow - jednak jedziemy do Kerali, a nie na Goa - a Wojtek dostal tel.komorkowy wiec juz bedzie z nim kontakt. On przyleci samolotem z Delhi (za 600zl) i jesli wszystko dobrze pojdzie to spotkamy sie ok.20.12 w Kumbli - miejscowosci zapomnianej przez turystow - nawet jej w naszym przewodniku nie ma, az sami jestesmy ciekawi jak tam bedzie. Nastepny wpis nie wiem kiedy...

pozdrawiamy i czekamy na wasze komentarze. Arturowi dziekujemy za wykupienie ubezpieczenia - teraz czujemy sie bezpieczniej ;).

p.s. a jak tam sezon narciarski w Polsce?

16 grudnia 2009

Mumbai

Siedzimy w hotelowej kafejce i nie ma polskiej czcionki. Mamy problemy ze skomunikowaniem sie z Wojtkiem, bo on jest w Delhi, a my w Bombaju. Dla nas jeszcze znalazly sie bilety, ale on niestety sie spoznil i znowu zmienilismy plany - zamiast do Kerali pojedziemy na Goa. Szkoda to znaczy, ze znowu wyladujemy w obcym, duzym i drogim miescie i nie bedzie miejsc noclegowych. Wczoraj wyladowalismy o 1, ale nasz bagaz dlugo nie wyjezdzal z tasmy i juz myslalam, ze zaginal, pozniej stalismy w kolejce zeby zamowic taxi - oplacilo sie zamiast 2000rupi zaplacilismy 400, a Pan i tak chcial zeby dodatkowo zaplacic za paliwo - na nasze szczescie na kwitku bylo napisane zeby 'no extra charges' i nie mial o czym dyskutowac. z reszta nie wiedzial gdzie jest wybrany przez nas hotel i w sumie na miejsce przyjechalismy o 3. wysadzil nas, ale sie okazalo ze hotel w remoncie... tak to jest kiedy sie wybiera najtansza opcje. Nie bylo wyboru przespalismy sie w drogim i obskurnym pokoju bez klimy i na domiar zlego wyrzucili nas o 10. roznica czasu daje sie we znaki. Bylismy tak zmeczeni, ze kupilismy city tour, po ostrym targowaniu nie wyszlo tak drogo i tym razem trafilismy szczesliwie. Ashor obwozil nas po miescie autkami ludzaco podobnymi do trabantow - ktore tutaj robia za taksowki (premiere - tak sie nazywaja nie wiem jak sie to pisze). Udzielil nam mnostwa praktycznych informacji, pomogl kupic bilety i zaprosil nas pojutrze do domu, bo stamtad jest blisko na stacje ;). Dzieki niemu jedlismy dzis tanio w knajpce gdzie nie bylo ani jednego turysty. chiken masala bardzo ostry, ale smaczny. Siedzac na placu przed India gateway wzbudzalismy duze zaiteresowanie, ludzie podchodzili zeby sie z nami sfotografowac, a jeden Pan nawet przedstawil nam zone i dzieci. Jest smiesznie, a jutro bedzie jeszcze lepiej bo zagramy w filmie - caly dzien moze byc meczaco, ale na pewno doswiadczenie bedzie ciekawe. obiecali trzy posilki i po 500 rupii na glowe. niestety mam wrazenie, ze czytelnicy tego bloga nie zobacza nigdy filmu w ktorym zagramy :) - moze to i lepiej? ... pozdrowienia z goracego Mumbai - zdjecia beda po powrocie - telefon zepsuty, a lacze takie wolne ze nic tu nie przechodzi...

W Rasta mamy internet - wolny, ale udało mi się wrzucić zdjęcia:
Zobacz wszystkie fotki z Indie Mumbai

13 grudnia 2009

rowery, wernisaże, wigilia i wyjazd do Indii

Czas pędzi na oślep, śnieg pada, ilość spraw do załatwienia rośnie lawinowo, a my już we wtorek rano mamy się stawić na lotnisku - na szczęście w Balicach, bo nigdzie indziej już byśmy nie zdążyli...

Teraz sądzę, że mamy pecha. Jeszcze dwa tygodnie temu nawet nie było po co iść do pracy, a teraz w pracy taki kołchoz, że nie mam czasu zapakować toreb, a jeszcze budowa gna jak szalona i przed świętami będą już stropy. W Indiach będziemy ponad miesiąc, podróżując z miejsca na miejsce - będą zabytki, będą góry i będzie woda - a tymczasem pojemność plecaków to tylko 80 litrów. Hamaki, śpiwory i karimaty, termos, grzałka i kubek - wielka kosmetyczka wypchana lekarstwami na wszystko i jeszcze jakaś wałówka - nie będzie łatwo, bo chciałabym mieć miejsce na 'drobiazgi' które kupię na miejscu. Dość tego - będzie jak zwykle - w ostatnim możliwym momencie wszystko zostanie siłą wepchnięte do plecaków. I na pewno się zmieści ;)!

Teraz czas na przyjemności, które nas spotkały w tym czasie kiedy nie miałam czasu pisać.
Odbyła ostatnia wycieczka rowerowa w tym sezonie. W końcu udało nam się zwiedzić podziemia fortu Bodzów, a i pogoda jak widać dopisała.
Zobacz wszystkie fotki z ostatnie jesienne rowery


W Poznaniu Wojtek w ramach akcji plastycznej i wernisażu wystawy zdjęć z Gruzji, namalował mapę, na której zaznaczył trasę naszego przejazdu.

AKCJA PLASTYCZNA WOJCIECH OLCHOWSKI

Potem przyjechał do Krakowa i ustawił ognistą mandalę na rynku przy kościele św.Wojciecha i odbył się mini wernisaż kolejnej wystawy zdjęć z Indii.

GLOKER NA ULICY - WOJCIECH OLCHOWSKI

Spotkaliśmy się na kolejnej 'pogruzińskiej' imprezie, podczas której jedliśmy pyszne chaczapuri - wykonane przez Grześka i zaplanowaliśmy wyjazd tym razem na tapecie są kajaki. Poza tym zaliczyłam nockę, ale udało mi się wreszcie ukończyć prezentację filmową i zdjęciową z Gruzji - i mam wrażenie, że obie się podobały - więc pełny sukces.

Natomiast w ten weekend przyjechał Maciek i odwiedzili nas po bardzo długim czasie Piter z Olimpią i odbyła się 'wczesna' wigilia. Było magicznie, bo tego dnia zrobiło się zimno i zaczął padać śnieg. Objedliśmy się barszczem z pierogami i karpiem, a na deser makowcem - jak to po wigilii jedzenia zostało tyle, że do wtorku nie musimy gotować.

Jeśli zdołamy jutro wszystko załatwić to następną relację napiszę już z Bombaju.