PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



26 marca 2011

CORTINA D' AMPEZZO

Zamykam oczy i znika szarobura, mokra krakowska rzeczywistość. Zanurzam się w błękicie nieba i grzeję twarz w słońcu na tle malowniczych, aksamitnych dolomickich szczytów. Wróciliśmy przed chwilą z 'narciarskiego edenu'.

Sześć dni szaleństwa i jak okiem sięgnąć każdy płat śniegu pocięty tysiącami nart i desek, bo chociaż nie wolno zjeżdżać poza trasę to kto oparłby się białemu puchowi? ;) Cortina - modny, przedwojenny kurort, ale zgodnie z opisem - pozbawiony snobizmu. Szkoda, bo myślałam, że kupię czapkę z lisem ;)) Sześć osobnych terenów narciarskich, 37 wyciągów i 140km tras narciarskich z czego ja przejechałam 182km wyjeżdżając wyciągiem 125 razy z różnicą wzniesień 42.750m, a najwyższy zjazd był z Tofany z 2828m n.p.m. - wykresy są super, ale się nie ładują, więc wklejam kolażyk!

W 1956 roku w Cortinie odbyły się zimowe Igrzyska Olimpijskie.

p.s. swoje wyniki można sprawdzić wpisując numerki ze skipassu tutaj: www.dolomitisuperski.com - wpisujemy w pierwszej rubryce i trzeba koniecznie zaznaczyć ptaszka poniżej, że czytało się communication ;)

14 marca 2011

OSTATNI ODDECH

Kochała życie. Zawsze elegancka i dbająca o szczegóły. Śmiała się często i bez ogródek mówiła każdemu co o nim myśli. Uwielbiała podróżować i pragnęła jeszcze raz wrócić na wspaniałą Maderę. Poznałyśmy się na wycieczce w Egipcie 8 lat temu. Kiedy dowiedziała się, że jest chora powiedziała mi, że tak jest lepiej. Można się pożegnać i przygotować.

Nie można!

Chociaż wiesz, że dni są policzone, do końca masz nadzieję, że zdarzy się cud. Z bezradnością patrzysz na ukochaną osobę, której choroba niszczy ciało i z każdym kolejnym dniem odbiera resztki godności. W jej oczach wciąż jednak tli się dawny żar. Trzyma się tego pragnienia i walczy o każdy oddech, o każdą dodatkową chwilę na świecie, o życie, z którym żal się rozstawać.

Powiedziałaś mi, że cieszysz się ze swojego życia, z tego, że udało Ci się pożyć tak jak chciałaś. Że niczego nie żałujesz i jeszcze, że 'chujowo' jest musieć umrzeć, kiedy chce się jeszcze żyć. Zapamiętałam te słowa. Dzięki Tobie każdy mój dzień będzie pełny, dokładnie taki jak chcę - dobrze wykorzystany. Żeby potem nie żałować.

I Ciebie zapamiętam taką jak byłaś - piękna, prawdziwa Dama. Mama, byłaś zajebista!

13 marca 2011

DACHSTEIN

Śnieg, śnieg, śnieg. Wszędzie dookoła biało - tak biało jak to tylko możliwe o tej porze roku i przy takich marnych opadach. Odwiedziliśmy Królestwo Toniego Rosifki - Lorda Dachsteinu. 560ha skitourowego raju wpisanego na listę UNESCO.

Pierwszego dnia w gęstej mgle nie widzieliśmy nawet gdzie jest schronisko, drugiego zupełnie przypadkiem zrobiliśmy Rumpel (chyba tak to się pisze?) - najdłuższą dostępną wycieczkę dookoła lodowca (trasy 5 i 6). Przy pięknej pogodzie zajęło nam to 9 z przewidywanych przewodnikiem 7 godzin, a na koniec skatowaliśmy się 45minutową wspinaczką po trasie narciarskiej - mankament mieszkania na szczycie, ale widoki warte grzechu... Dzień trzeci miał być odpoczynkiem, więc... jak było do przewidzenia znów przypadkowo zjechaliśmy najtrudniejszą trasą nr 4. W lesie było ostro i brakowało śniegu. Wanda wypięła się z nart i runęła w dół. Wyglądało to przerażająco, ale na szczęście nic się nie stało. Sparaliżowani strachem zjeżdżaliśmy trzymając się liny (ja oczywiście zrezygnowałam z nart i zjeżdżałam na pupie, co po głębszym przemyśleniu nie wydaje mi się ani bezpieczne, ani rozsądne ;)). Potem w schronisku przeczytaliśmy, że lepiej tam się nie wybierać bez przewodnika ;). Kolejny dzień spędziliśmy dożynając się na stoku. Potem zrobiliśmy 7-ke i choć planowaliśmy zjechać tylko kawałek, tak dla rozeznania, zjechaliśmy aż do sąsiedniej wioski, gdzie zastaliśmy wiosnę i chcąc nie chcąc pomaszerowaliśmy na autobus. Pojazdu nie było o właściwej godzinie, ale przyjechała po nas taksówka i spokojnie zdążyliśmy na ostatnią kolejkę. Trasa ma 11km, więc powiedzmy sobie szczerze, że bardzo chcieliśmy wyjechać, a nie wychodzić...


27 lutego 2011

LUFTHANSA GIFT

Linie lotnicze Lufthansa przed chwilą dokonały przelewu na nasze konto opiewającego na kwotę 500 euro ;). Mieli przeładowany samolot i zaproponowali 'zadośćuczynienie' każdej osobie, która mogłaby polecieć do Katowic 4 godziny później. Zgłosiliśmy się na ochotnika, wydłużając tym samym naszą podróż do 50 godzin, ale za to nie tylko zwrócił nam się bilet, ale jednocześnie przebukowali nam na bezpośredni do Krakowa – takie dwa w jednym – co za miły dzień...