PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



17 kwietnia 2013

PAN KASZALOT I SMRODY Z WNĘTRZA ZIEMI NA WYSPIE W KSZTAŁCIE MOTYLA

Zdjęcia będą później... może nawet filmik jakiś?
 PODGLĄDANIE WALENIA 
Czterometrowe noworodki i nury na 1,5 kilometra ze średnią prędkością zanurzenia 170m na minutę? To robi wrażenie. Pan Kaszalot wygląda jak gigantyczna torpeda z przylepionym uśmieszkiem. Wielkie sympatyczne oko i stosunkowo mała uzębiona buzia, która może pożreć nawet 3m rekina, a człowieka połknąć w całości... Olbrzymie cielsko co kila minut wydaje z siebie głośne PUFFF wypuszczając z płuc strumień rozgrzanego powietrza na wysokość 1 m. Chociaż jest towarzyski to nie bardzo odpowiada mu towarzystwo ludzi. Żeby zanurzyć taką masę musi zrobić klasyczny 'scyzoryk' i to właśnie wtedy można zrobić wspaniałe foty płetwy wystającej z wody. Taka płetwa może mieć nawet 6m długości, więc jest co fotografować i chociaż wydaje się marzeniem każdego fotografa to teraz już wiem, że znacznie fajniej byłoby zrobić torpedę wyskakującą z wody! To musi być dopiero widok – samce mogą ważyć nawet 75 ton! Kaszaloty nigdy nie opuszczają rannego członka rodziny, dlatego tak łatwo na nie polować – wystarczy zranić jednego, by zabić całe stado. Polowania na kaszaloty zakazano w 1982r., ale one ciągle jeszcze to pamiętają i kiedy statek podpływa za blisko od razu dają nura przy akompaniamencie seryjnego trzasku migawek.
TREKKING NA WULKAN I DO WODOSPADU

Zimny wiatr przygniata do ziemi nieustannie piorąc deszczem. Zmęczone nogi ślizgają się w gliniastym błocie, a odór siarkowodoru staje się nie do zniesienia. W końcu wychodzimy na szczyt. Mgła taka, że kierujemy się ścieżką w kierunku największego smrodu, a szczypiące oczy sugerują, że zbliżamy się już do celu. Ziemia pod nogami jest tak ciepła, że niemal czuć tętniącą tam lawę. A może to tylko wyobrażenie? Ściany krateru pokryte są pyłem, a z trzewi ziemi wydobywa się niemożliwy smród trujących gazów. Bucha prosto w twarz i powala nas na kolana – potęgą i majestatem, magią tego miejsca, tym, że jesteśmy tu sami, możliwością zajrzenia do wnętrza ziemi, okropną pogodą i ostatecznie zapachem. Ostatnią aktywność La Soufrière wykazał nie tak dawno, bo w 1977 roku. Dlatego trudno się było oprzeć wylezieniu na szczyt tego niewysokiego (1467m n.p.m.), ale wciąż aktywnego wulkanu. Zresztą jest to najwyższy szczyt Małych Antyli. Przy normalnych warunkach pogodowych byłby to 2 godzinny spacer na szczyt, ale pewnie w miażdżącym upale – więc, nie wiem co lepsze.

Nie trzeba się sugerować znakami i można nie tylko obejść wulkan dookoła, ale prosto ze szczytu udać się oznakowanym szlakiem do Les Chutes du Carbet. Najwyższy z trzech wodospadów ma 115 metrów wysokości i jest najwyższym wodospadem na Karaibach. Drugi z nich niewiele niższy jest podobno najładniejszy, ale to już kwestia gustu. Jeśli chce się zrobić wulkan i te dwa wodospady podczas jednej wycieczki to na najniżej położony wodospad nie starczy czasu, ale za to uniknie się opłaty za oglądanie tego pośredniego wodospadu ;) Cała wycieczka zajmie ok.7 - 8 godzin. Jeśli zaś nie chce nam się wspinać, możemy podjechać na parking, uiścić chyba stosunkowo niewielką opłatę i wygodną ścieżką przejść się na 20 minutowy spacer do średniego wodospadu. 

WYSPA W KSZTAŁCIE MOTYLA 

Gwadelupa powstała z wielu wulkanów, które wybuchały w różnym czasie. Stąd podział wyspy na dwie części Basse Terre, części górzystej pokrytej lasem tropikalnym, oraz Grande Terre, części płaskiej i kamienistej. Wyspę odkrył Krzysztof Kolumb. Gospodarka kraju oparta jest głównie na turystyce. Gwadelupa może zaskoczyć. Nie sądziłam, że w dobie rozwijającego się biznesu można sobie pozwolić na niechętne lub nawet często siłą wymuszone obsługiwanie nie francuskojęzycznego klienta. A jednak! Mieliśmy problemy w restauracji, gdzie Pani w ogóle nie chciała się porozumiewać nawet na migi i początkowo w klubie nurkowym, gdzie mieli problem z zapisywaniem nas na kolejne nurkowania. Nie wynika to bynajmniej z nieznajomości języka, bo my nie mamy oporów, a nawet mamy już dość duże doświadczenie w porozumiewaniu się wszelkimi niewerbalnymi nawet sposobami. Skąd ta niechęć nie wiadomo, bo przy bliższym poznaniu ludzie są bardzo sympatyczni. Samochód najlepiej wynająć w INTERRENT – za niecałe 10 euro dziennie – to taniej niż skuter na Bonaire. Skuterów nie ma w ofercie, bo pogoda jest zmienna i często pada. Apartamenty są ładne, ale drogie. Najlepszym rozwiązaniem jest wynajęcie domu lub studia – pokój z aneksem kuchennym i lodówką. Jedzenie w knajpie jest drogie, więc lepiej gotować. Owoce i warzywa najlepiej kupować prosto z samochodu lub z miejscowych straganów. Ryby sprzedają rano na każdym nabrzeżu. Warto raz wybrać się na obiad i zjeść jakiś kreolski przysmak - krewetki czy lobstera lub choćby rybkę z grilla. Zestaw tzw. formule kosztuje przeważnie ok.12-14 euro. Przy kilku centrach nurkowych na plaży Malendure, najlepiej wybrać CIP – są polecani i najtańsi, ale trzeba wcześniej ustalić dokładne ceny usług dodatkowych – np. do nocnego doliczają 8 euro, nawet jeśli ma się własną latarkę. Do głębokiego wraku też doliczyli 8 euro, ale nie potrafili wytłumaczyć dlaczego ;) niby niedużo, ale jednak... za to cena za nurka w pakiecie jest tańsza o połowę! Sprzętu nie opłaca się zabierać, bo doliczają tylko 15 euro do pakietu. Płetwy mają do bani i pianki tylko krótkie. 

NURKOWANIE W REZERWACIE COUSTEAU 
Wypływamy zza cypla Basse Terre na niespokojne wody Atlantyku. Wściekłe 3-4 metrowe fale zalewają pokład i po raz pierwszy ktoś tłumaczy nam briefing na angielski. Mamy zachować wszelkie względy bezpieczeństwa, nurkowanie jest głębokie, są silne pływy – w końcu nurkujemy na środku oceanu! Przy ubieraniu sprzętu profilaktycznie trzymam język za zębami – butla jest tak ciężka, że na Guadeloupie po raz pierwszy w historii nie używamy balastu, a i tak teraz podrzuca mnie do góry z całym tym bagażem na plecach. W końcu jest sygnał i odchylam się w tył. To moja ulubiona część przygody. Wpadam prosto w bąbelki szampana i znów jestem w świecie ciszy. Nie ma fal, nie ma pływów, ale widoczność jest kiepska. Tutaj na Sec Pate trzeba się dobrze pilnować. Początek gór rafowych znajduje się dopiero na 17m i schodzi aż do 300m ;). Rafa jest fantastyczna, mieszka tu kilka ogromnych żółwi i pływa się w labiryncie 5-6 wież – coraz głębiej i głębiej– trzeba, więc zwrócić szczególną uwagę na głębokości, bo można się łatwo zapomnieć. Najwspanialszym wynalazkiem, który umożliwił człowiekowi swobodne poruszanie się pod wodą było skonstruowanie automatu oddechowego w 1942r. Jacques Yves Cousteau, który wydatnie przyczynił się do wyglądu współczesnego nurka, osławił także wyspę Pigeon na Gwadelupie. Przygoda Kapitana Cousteau zaczęła się na Malcie. Stary trałowiec Calypso przebudowany na prom do badań oceanograficznych, stał się symbolem przygody wypraw w nieznane. Przez 40 lat opłynął całą Ziemię rejestrując na setkach tysięcy metrów taśmy filmowej pełną życia głębię oceanów. Podmorskie Gwadelupskie głębiny ze "Świata ciszy" (Le Monde du Silence), filmu nagrodzonego Złotą Palmą na festiwalu w Cannes w roku 1956r. do dziś uchodzą za najpiękniejsze na świecie, a przynajmniej na Gwadelupie. Koniecznie musimy ten film obejrzeć! Woda, o stałej temperaturze 28 stopni (niezależnie od głębokości), podgrzewana jest wieloma podwodnymi źródłami. Na dnie wokół wyspy tworzą się miejsca, w których gołym okiem (umieszczonym w masce oczywiście) widać proces podgrzewania. Udało nam się zanurkować wokół wyspy, aż 15 razy, najbardziej jednak polecam wyprawę na Pointe Lezarde oraz na wrak Augustin Frenell. No i nurkowanie nocne – koniecznie. Jeśli ktoś oglądał 'życie Pi' to na pewno pamięta świecący plankton. To jest dopiero niesamowite! Pod wodą jesteśmy jak w stanie nieważkości, a kiedy wyłączy się latarkę dopiero można poznać znaczenie synonimu egipskich ciemności. Plankton świeci pod wpływem poruszania wody, więc wyobraźcie sobie siebie pod wodą w egipskich ciemnościach wykonujących piruety, wśród setek migoczących światełek. A im intensywniejsze te piruety tym więcej wirujących rozgwieżdżonych punkcików. Magiczne przeżycie kiedy tak kopie się konwulsyjnie na wszystkie strony, a jeszcze lepiej patrzeć jak ktoś to robi udając humbaka w epilepsji – i spoko – przecież nurka nie widać, bo widać tylko światełka... 

p.s. Najlepsze nocne nurki są na wraku Franjack i z plaży Malendure. 
p.s.2 nie należy świecić zbyt długo na kalmara, bo zaatakuje. Ja miałam szczęście, bo zacisnął mi się na ramieniu ubranym w pełną piankę (a jakby tak na twarzy! O zgrozo!), uczucie okropne, ale za to wiem, że można bardzo głośno wrzeszczeć pod wodą i to też słychać ;0

3 komentarze:

Nomad pisze...

Pięknie to opisujesz, ale nie mogę się doczekać na zdjęcia.

Anna Bucholc pisze...

robię co mogę, ale pracy sporo zaległej... w dodatku 'fachowcy' pod naszym nosem kradli cement - rozpadły nam się wylewki na balkonach i zacieka do wnętrza ;( a jak przyjechaliśmy to coś się stało ze zbiornikiem ciepłej wody i nie tylko leciała czarna, ale w dodatku śmierdziała strasznie siarkowodorem, bąblowała i ulatywał z niej dymek - nie myliśmy się przez trzy dni, a teraz jest ok, ale woda śmierdzi chlorem, bo trzeba było przepłukać całą instalację - ech te wczasy... nawet nie mam kiedy sprawdzić co u Ciebie?

Nomad pisze...

To uroki mieszkania we własnym domu :) Ciągle coś trzeba poprawiać/naprawiać.