PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM
Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.
20 listopada 2012
USŁYSZEĆ DELFINY
Dzieeeeń dobry! O 5:30 budzi nas głos Caponiego. Jest wschód słońca i wszystkim czynnościom na łodzi towarzyszy lekkie lub mocne kołysanie. Szybki briefing, łyk herbaty. Zaczyna się rytuał dnia.
Raz, dwa, trzy. Odchylam się do tyłu. Wokół pojawiają się bąbelki. Opadam w dół. Znajduję się teraz w moim alternatywnym, równoległym świecie, w którym nie istnieją problemy i nie ma żadnych zmartwień. Otacza mnie nasycona cisza, w której każdy inny dźwięk poza własnym oddechem dochodzi z wolna do uszu, by po chwili rozpłynąć się gdzieś w tej trójwymiarowej przestrzeni. Nagle zupełnie niespodziewanie do moich uszu dochodzi ten dobrze znany radosny dźwięk. Delfiny - pokazuję Bartkowi uśmiechnięta od ucha do ucha, ale tak żeby znów nie zalać maski. Sama myślę, że to chyba niemożliwe. Delfiny? Tutaj? Teraz na rafie? Rozglądam się dookoła i widzę je tuż przy powierzchni - 7 sztuk, popiskują do siebie nieustannie i klekoczą.
Ten dźwięk pod wodą nie każdy może usłyszeć. Delfiny za pomocą precyzyjnie ukierunkowanego strumienia ultradźwięków są w stanie przetworzyć dane w trójwymiarowy model otoczenia. Postrzegają z taką samą precyzją jak my, ale te miłe stworzenia widzą nie tylko wszystko wokół siebie, ale również potrafią zajrzeć do wnętrza innych istot, co wykorzystują podczas grupowego polowania. Zaglądają pod piasek, słyszą z odległości 24km, a czasem wykorzystują silne ultradźwięki do ogłuszania swoich ofiar. Krótko mówiąc delfiny to urodzeni zabójcy. Internet donosi, że mówią do siebie pełnymi zdaniami i nadają sobie imiona! To, że uprawiają seks dla przyjemności wiedzą niemal wszyscy, ale że używają seksualnych zabawek (patyki, kości) i są wśród nich delfini homo i biseksualiści - przyznam szczerze to mnie zaskoczyło ;). Pozytywnie oczywiście - nie ma im co żałować ;)). W zatoce Shaab Samadai (Dolphin House) pływaliśmy z delfinami w jednym stadzie, tak blisko, że mogłam policzyć blizny na ciele samca. Wszędzie wokół, obok nas, przed i pod nami były delfiny. Nie wiem jak one to robią, ale kiedy są blisko to samą obecnością skutecznie odganiają depresję. Wystarczyło spojrzeć na naszą grupę po wyjściu z wody, nieczęsto widuję tak nieograniczoną, najprawdziwszą radość.
Rekiny nadpływają bezszelestnie. To jest w nich troszkę przerażające. Moim nowo poznanym faworytem gatunku jest żarłacz białopłetwy, niezwykłej urody Carcharhinus Longimanus. Dorosłe osobniki osiągają do 3m długości, często można je spotkać blisko powierzchni i zwykle nie pływają samotnie - my widzieliśmy najczęściej po dwa. Pierwsze spotkanie było bardzo ciekawe. Kiedy popędziliśmy za pierwszym, żądni pamiątkowej fotki, z za naszych pleców wypłynął drugi i tak nas zaskoczył, że palec na migawce nawet nie drgnął... Biedny Longimanus ze względu na przyzwyczajenia (pływa płytko jak na rekina) nie tylko wyrobił sobie złą opinię pożerania ludzi po wypadkach morskich, bo na miejscu wypadku jest często widziany jako pierwszy, ale jest też masowo odławiany, często przypadkiem. Jego duże płetwy piersiowe są dobre na zupę, wątroba ma wiele witamin, a skórka nada się dobrze w przemyśle odzieżowym - biedaczysko jest na wyginięciu mimo tego, że samica w jednym miocie rodzi od 6-ciu do 15 młodych. I kto tu jest niebezpieczny...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Jak zwykle piękne zdjęcia.
Tylko, że tym razem w większości nie nasze ;)
Prześlij komentarz