PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



14 lutego 2011

PICO HUMBOLDT NA WALENTYNKI

Zwariowany dzień. Dziś rano Dietter wyrzucił nas z posady! W walentynki! Jeszcze wczoraj mówił Nataszy, że jesteśmy jego przyjaciółmi, że może spokojnie z nami iść na 6-cio dniowy trekking na Pico Bolivar, a dziś takie coś. Jej też się oberwało, zagroził, że jak pójdzie z nami to najprawdopodobniej to się źle dla niej skończy, a on jej wtedy na pewno nie pomoże. Wszystko dlatego, że nie zgodziliśmy się na trekking z podobno najlepszym w Meridzie przewodnikiem. Nie dość, że omówione wcześniej warunki nagle straciły na ważności, to jeszcze cena wzrosła podwójnie, a ten przewodnik gadał jak najęty wyśmiewając nas i wszystkie nasze sprzęty i chełpiąc się, że studiował w Austrii i jest tak wspaniały, mądry i silny, że nie do wiary. Za żadną cenę nie poszłabym z nim w góry, szczególnie, że nie był w ogóle przygotowany - nie miał sprzętu - lin, uprzęży i mówił, że musimy najpierw zapłacić, żeby on mógł to kupić! Dietter się wnerwił, bo prowizja za polecenie frajerów przeszła mu koło nosa...My się zmartwiliśmy, bo nie dość, że nas wyrzucił (małe piwo w turystycznym mieście, ale niezbyt miło) to jeszcze w zasadzie pożegnaliśmy się z trekkingiem.

Omijajcie szerokim łukiem posadę Swissa w Meridzie. Trzy kroki dalej jest Alemania gdzie Panie są miłe, przewodnicy Was nie wyśmieją, wycieczki będą o połowę tańsze i nikt Was nie wyrzuci tylko dlatego, że nie daliście się nabrać - paskudny, zdradziecki Ditter - a jego dziadek mieszkał w Szczecinie!

Wszystko skończyło się dobrze i na walentynki kupiliśmy sobie trekking na Humboldt - jest tylko 50m niższy od Bolivaru, a nie trzeba być zaawansowanym wspinaczem żeby się dostać na szczyt. Na początek to będzie wystarczające wyzwanie zważywszy na wysokość. Poza tym zamiast 6 będzie 4 dni, a my już dwa mamy poza planem (spóźnienie na autobus w Mochimie i dzisiaj). Panie w naszej nowej cudownej posadzie Alemania wszystkim się zajęły i okazało się, że spokojnie za normalną cenę można iść w góry. Z przewodnikiem, sprzętem i wyżywieniem wyszło nam po 50 dolarów dziennie na głowę. Bolivar odpuściliśmy, bo trzeba mieć trochę większe pojęcie o wspinaczce niż my obecnie mamy - jak się poduczymy to wrócimy...

2 komentarze:

Nomad pisze...

Jak widać ludzie wszędzie tacy sami. Naciągaczy nigdzie nie brakuje. Lepiej odpuścić niż ryzykować.

Danuta Olchowska-Kubik pisze...

gratuluję Wam zdecydowania i rozwagi
,Aniu po różnych przeżyciach jakie doświadczacie ,możesz sporządzić mape z miejscami na które należy uważać turysta. wejście na Humboldt czekam na zdjęcia,na pewno było warto.pozdrawiam wszystkich