PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



06 września 2009

GRUZJA – INFORMACJE PRAKTYCZNE

Szczegółowa relacja z wyprawy pod adresem www.ruskiem.blogspot.com

GRUZJA - SAKARTWELO to kraj o wielu obliczach. Na stosunkowo niewielkim terenie (67tys.km) znajduje się aż 11 pasm górskich, z czego wszystkie szczyty powyżej 2000m, a najwyższe powyżej 5000. Ponadto 330km wybrzeża, ciepłe morze Czarne, palmy i winnice - każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mnie podobało się dosłownie wszystko!
Na szczególną wzmiankę zasługuje alfabet gruziński, który został stworzony przez ormiańskiego mnicha w IIIw. n.e i przetrwał do dziś w prawie niezmienionej formie. Składa się z 33 liter, których wygląd jest zupełnie nieporównywalny z żadnym innym alfabetem na świecie. Na szczęście większość napisów jest tłumaczona na angielski.



KILKA PRAKTYCZNYCH PORAD I CIEKAWOSTEK

Gruzja wydaje się być bardzo bezpiecznym krajem, ale sami Gruzini często podkreślają, że należy uważać na złodziei, więc nie zaszkodzi noszenie pieniędzy zawsze przy sobie w bezpiecznym miejscu - jakim nie jest tylna kieszeń spodni... Jeśli chodzi o pobyt w danej miejscowości lub nocleg 'pod chmurą' to napotkani Gruzini zawsze zapewniali nas, że zabezpieczą miejsce i będą nas ochraniać - nie mówili przed kim i przed czym, ale czuliśmy się niezwykle bezpiecznie. Z całą pewnością nie wolno odmawiać poczęstunku. Należy przynajmniej spróbować potrawy czy wina - inaczej obrazimy gospodarzy. Toasty to w Gruzji poważna sprawa. Wznosi się tylko winem i jest ustalona kolejność ich spełniania. Z tego co się zorientowaliśmy pije się najpierw za zdrowie najbliższych i gości, za pomyślność i powodzenie, za płodność ziemi i za tych, którzy odeszli. Niezbyt dobrze znoszą próby wypicia za wolność i niepodległość - przecież są wolni, więc za co tu pić - tego typu toastów należy unikać. Z resztą tylko jedna osoba jest wyznaczana do wygłaszania toastów - jest to tzw. Tamada - najczęściej najstarszy i najmądrzejszy w towarzystwie. Tylko on może wyznaczyć osobę, która może wygłaszać toast - niewyznaczeni tylko piją i nic nie mówią ;). Kobiety nie wstają przy wygłaszaniu toastów - taki przywilej, ale raczej rzadko dochodzą do głosu. Pić powinno się do dna, a jeśli nie da rady to trzeba pozostałość wylać. Czasami pije się z tradycyjnych krowich rogów - pojawienie się rogu oznacza kolejkę dookoła stołu. Gruzini mają piękną tradycję pamiętania o zmarłych. Przede wszystkim w każdym miejscu pochówku znajduje się wizerunek osoby zmarłej, w postaci zdjęcia lub wyryty na pomniku. Często można spotkać przydrożne kapliczki, nawet w formie małych domków. W środku zazwyczaj oprócz zdjęcia jest poczęstunek i obowiązkowo wino, którym należy spełnić toast za zmarłego. A że nie wolno kończyć biesiady toastem za zmarłego to chyba pije się do rana ;).

BEZPIECZEŃSTWO I GRUZIŃSKA POLICJA
Pod koniec lat 90-tych Gruzja objęta kryzysem ekonomicznym była krajem niezwykle niebezpiecznym. Panował głód, szerzyła się korupcja. Gruzja podzielona jest na regiony - mniej lub bardziej niebezpieczne. Abchazja i Osetia Południowa są niedostępne dla przeciętnego turysty i w najbliższym czasie to się nie zmieni. Co do pozostałej części kraju to po wojnie w 2008r. sytuacja znacznie się zmieniła. Najwyraźniej rząd gruziński dostrzegł swoją szansę w rozwoju turystyki i mam wrażenie, że każdy na terenie Gruzji może się czuć bezpiecznie. W celu poprawy skuteczności pracy i zahamowania korupcji wymieniono kadrę urzędniczą, zatrudniono nowych policjantów i celników. Drogi górskie, uznawane za niebezpieczne, na których do niedawna dochodziło do napadów na turystów obecnie są patrolowane przez policję.
Policja według mnie w ogóle zasługuje tutaj na odrębny wpis. Są to przeważnie niezwykle mili i sympatyczni młodzi ludzie. Pełnią taką funkcję jaką właśnie te służby pełnić powinny. W żadnym innym kraju nie spotkałam się z tak profesjonalną i pomocną służbą mundurową. Wyrobiliśmy sobie taką opinię: 'Jesteś w Gruzji i nie wiesz co zrobić? Zapytaj Policjanta'. A pytać można dosłownie o wszytko. Ani do głowy im nie przyjdzie kontrolować, czy sprawdzać bagaże. Wprost przeciwnie! Martwią się czy turysta ma gdzie się przespać, czy ma gdzie zjeść i się napić. Jeśli potrzebny warsztat, lekarz, czy jakakolwiek inna pomoc - na gruzińskiego Policjanta zawsze można liczyć. Nie tylko wskaże Wam drogę, ale chętnie ‘poeskortuje’ do celu, nawet jeśli ten cel jest oddalony o 70km! A jak w knajpie siedzą policjanci to nie tylko można się z nimi napić, ale mamy gwarancję, że jedzenie jest pierwsza klasa! Policji nie należy się sprzeciwiać - po pierwsze nie wypada, a po drugie - nie pomaga. Próbowaliśmy oponować, kiedy kazali nam po wyjściu z knajpy wsiadać na pojazdy - jak policja cie eskortuje to trzeźwy być nie musisz. To samo było kiedy jechaliśmy Z Mesti do Uszguli - umówili się na godzinę i nie pozwolili nam jechać samym - dawniej tam dochodziło do napadów i turysta sam nie może jechać, bo mógłby się czuć niekomfortowo. Można mnożyć pochwały w nieskończoność, ale dość już, bo komu się będzie chciało tyle czytać?

JAK DOJECHAĆ?
Podobno najlepiej SAMOLOTEM. Z zasłyszanych wieści przekraczanie granicy DROGĄ LĄDOWĄ jest równie uciążliwe jak kosztowne. Można np. zostać przymusowo obciążonym dodatkowym ubezpieczeniem granicznym, którego wysokość (w zależności od stopnia zaawansowania negocjacji) możne zmniejszyć się nawet o połowę. PROM - Zakup biletów na prom z Odessy jest tak samo problematyczny i niepewny, jak to kiedy i o której godzinie ten prom odpłynie. Mam wrażenie, że czas dla ukraińców to pojęcie względne. Jeżeli uda się zarezerwować bilety np. w Odessie na ul.Szepkina 18 u mr Vlada (polecam, bo pewne) to jeszcze nie znaczy, że uda się je odebrać, ani tym bardziej, że dostanie się taką kajutę jak się zamawiało. W drodze powrotnej zostało nam po jednym miejscu w czteroosobowych kajutach z tirowcami. Na szczęście podziałał autorytet mr Vlada i dostaliśmy zamawiane "dwójki". Bilety w ręku to jeszcze nie pełnia szczęścia - kolejną sprawą jest boarding time. Jest tak długotrwały i męczący, że po dostaniu się do recepcji zaczyna nam być obojętnie gdzie i jak będziemy spali. Czas oczekiwania (w naszym przypadku) trwał po stronie ukraińskiej 9h załadunek i 7h zejście z promu i po stronie gruzińskiej odpowiednio 2h i 4h. Do Gruzji prom płynął 3 dni, a z powrotem dwa. Biurokracja przekracza wszelkie granice i nic na to nie można poradzić. Ilość kwitów koniecznych do załadunku/rozładunku po stronie ukraińskiej zależy od 'widzi mi się' celników. Dobra rada to wchodzić na prom jako ostatni, bo wtedy wyjeżdża się pierwszym - inna sprawa, że przy takim układzie przepadają najlepsze kajuty i pierwsze posiłki...

CO JEŚĆ?
Można wszystko ;). Jedzenie jest smaczne, a gruzińska gościnność nie zna granic. Za 200zł. w kurorcie turystycznym zjedliśmy wyśmienity, wielodaniowy obiad dla 10 osób (w cenie napoje, w tym 6 litrów wybornego wina - kupiliśmy 3, reszta to prezent). Ceny w istocie są niewygórowane, a wino jest tanie lub w większości przypadków zupełnie za darmo. Białe wino domowej roboty, którym byliśmy częstowani nader często, jest powiedzmy niezbyt wysokich lotów, natomiast o czerwonym można by wiersze pisać.
CHACZAPURI - to najbardziej popularne gruzińskie danie. Puri - to po gruzińsku chleb. Chaczapuri to okrągłe chlebowe placki (dość cienkie o średnicy 15cm) nadziewane słonym serem. Rodzaj sera zależy od regionu. Chaczapuri występuje także w postaci niewegetariańskiej - z bardzo ostrym mięsem, ale niestety nie wiem jak się nazywa. Spotkaliśmy także wersję Chaczapuri na patyku - też dobre.
SZASZŁYK MCCHADI - czyli ze świniny. Duże, jędrne kawałki pysznego mięsa - doskonale doprawione i popite smacznym gruzińskim piwem - palce lizać! W Gruzji świnki, krówki i inne zwierzątka hodowlane chodzą swobodnie bez względu na to czy są hodowane w mieście, czy na wsi. Zwierzęta same wybierają co jeść, są czyste i rozmnażają się w sposób naturalny. To czyni mięso prawdziwie królewskim przysmakiem.
CHARCZO - to rodzaj zupy gulaszowej. Występuje w wersji łagodnej i na ostro - moim skromnym zdaniem ostra lepsza.
CHINKALI - to takie duże pierogi w formie saszetek związanych u góry. Wewnątrz wypełnione kawałkami mięsa z bulionowym sosem. Trzeba je obficie posypać pieprzem i trzymając u góry palcami, jeść w taki sposób, żeby nie uronić ani kropelki sosu. Występuje także w wersji serowej.
SOSY - à la barbecue - pomidorowo - miętowo - kolędrowy jest podawany do mięs występujący w mniej lub bardziej gęstej wersji. Orzechowy - ten, który najbardziej nas zachwycił, tłusty, gesty - niebo w gębie.
DESERY - nie udało nam sie spróbować deseru w żadnej restauracji, za to zostaliśmy poczęstowani znakomitymi babeczkami drożdżowymi nadziewanymi owocami i taką przedziwną słodką galaretką o niewiadomej nazwie i nie wiadomo z czego, ale w smaku zjadliwej.
WINA - Najlepsze wina pochodzą z Kachetii, do której nie udało nam się dotrzeć z braku czasu. Czerwone wina bez względu na gatunek z reguły są bardzo dobre w smaku, natomiast domowe białe serwowane z plastikowych butelek są jako poczęstunek dla turystów i odmówić nie można...

GDZIE SPAĆ?
Można wszędzie ;). W zależności od potrzeb można spać w namiotach, hostelach, pensjonatach, kwaterach i prywatnych domach. W Gruzji powszechne jest odstępowanie prywatnych mieszkań na potrzeby turystów. Nie ma wątpliwości, że Gruzin zapytany o możliwość noclegu przede wszystkim zaprosi do siebie.

GRUZIŃSKA GOŚCINNOŚĆ
Gruzini to przedziwny naród, pełen sprzeczności. Z jednej strony temperamentni, niewylewający za kołnierz i skorzy do bitki, z drugiej słodcy, nadskakujący, serdeczni i chętni do wszelkiej pomocy. Człowiek nie zdąży się jeszcze obrócić, a już ktoś pyta w czym można pomóc i zaprasza na wino i poczęstunek. Szaleństwo - nawet się zgubić nie można. Dla mnie osobiście było to trochę męczące. W zasadzie piękny to obyczaj, dzielić się z innymi i pomagać, ale ja taka jakaś nieprzyzwyczajona... Najgorzej było z naprawą motocykli. Zachowywali się jak dzieci i nie mogąc się powstrzymać musieli obowiązkowo kopnąć w oponę, splunąć, sprawdzić amortyzatory, pociągnąć za najbliższą linkę lub chociaż brzdęknąć sprężynką. Tarcze hamulcowe Bartek wkładał ze trzy razy, bo Panowie ciągle wyciągali i szalenie trudno było ich przekonać, że już naprawione. Przyznam, że z jednej strony taka opiekuńczość jest super, bo czujemy się całkowicie bezpieczni w zupełnie obcym państwie, ale z drugiej strony człowiek czasem chciałby pobyć sam, a w Gruzji bywa to niemożliwe. W każdym razie w Gruzji umrzeć z głodu, chłodu czy pragnienia się nie da - choćby się nawet chciało ;).
Anna Bucholc prosi o komentarze:

Brak komentarzy: