4 stopnie
od równika. Katamaran majestatycznie sunie po bezkresnych wodach
oceanu indyjskiego. Ci, którzy akurat nie mają wachty leżą
leniwie wsłuchani w ciszę, popijając miejscowe mini piwko Eku,
przechodzące wieczorem w rum z drzewa Takamaka. Jasne promienie
gorącego słońca prześwietlają błękitną wodę. Słychać tylko
szum wiatru i skrzypienie masztów. W oddali majaczą granitowe,
wulkaniczne wyspy porośnięte pradawnym lasem tropikalnym otoczone
wspaniałymi, dziewiczymi plażami pilnie strzeżonymi falą
przyboju. Raj? Jeśli tak upiornie gorąco jest w raju to ja się nie
wybieram, ale na Seszelach było nieźle...
Archipelag
Seszeli jest jednym z najstarszych rejonów świata, a ich
geologiczne pochodzenie do dziś nie jest do końca wyjaśnione.
Najbardziej przypadła mi do gustu historia łącząca powstanie
Seszeli z ogromnym meteorytem, który ok 200 mln lat
temu spowodował wyginięcie ponad 90% żyjących gatunków (wielkie wymieranie permskie) i przyczynił się
do do pęknięcia subkontynentu indyjskiego. Obecny
Madagaskar, Seszele i Indie oderwały się jako osobny blok lądu i
wybrały sie w niecodzienną podróż. Nieco później, czyli jakieś
90 mln lat temu od całości odłączył się Madagaskar, a
dopiero około 65 mln lat temu od zachodnich wybrzeży Indii oderwały
się Seszele. Wówczas to ogromny fragment lądu o powierzchni
nieco większej niż obszar współczesnej Polski, jako nowy
mikrokontynent rozpoczął przemieszczanie na zachód. Potem
większość zatonęła i to co obecnie nazywamy wyspami to
jedynie wierzchołki najwyższych gór granitowego bloku o
powierzchni ok.40tys km2 powstałego z materiału wyrzuconego z głębi
ziemi ok. 750 mln lat temu, przypuszczalnie gdzieś w okolicach
bieguna południowego. Zważywszy na obecny klimat historia potrafi
być przewrotna... Za to ze względu na długą izolację
(ludzka stopa, arabska zresztą, dotarła tam dopiero w Xw. n.e.)
wyspiarze mogą pochwalić się kilkoma unikalnymi gatunkami
fauny i flory. Cudem ocalałe od całkowitego wyginięcia w żołądkach
pierwszych osadników - żółwie olbrzymie - traktowane dawniej jak żywe konserwy. Niesamowite
stworzenia, niczym kanciaste pieski, wydaje się, że lubią towarzystwo ludzi, szczególnie
kiedy gładzi się ich delikatne, długie na pół metra szyje,
czarne papugi, niebieskie gołębie i w końcu godło seszeli - Coco
de Mer kokosy w kształce pośladków :). Całkiem zgrabne te
pośladki - z resztą istnieje taka hmmm... legenda, że podczas
sztormowych nocy palmy coco de mer- yyy... kopulują :) To ze względu
na fakt, że nasiona (czyli pośladki właściwe) są zapylane
kwiatami w kształcie... fallusa, które po zakwitnięciu mają
zapach uryny, ale to już sobie obejrzycie na zdjęciach - znaczy
kształty, a zapach - polecam wyobraźni :))
Seszele
do tanich nie należą. nurkowanie jest drogie, a hotele drogie
upiornie. Żywność w sklepach tak sobie, ale zdecydowanie brakuje
warzyw. Po Mahe można się poruszać autobusami przejazd mniej
więcej za jakieś 5 rupii seszelskich. Żeby zwiedzać wyspy trzeba
płacić za możliwość zejścia na ląd ok.20-25 euro. Żeby
popływać na rafie (a wizura raczej średnia z tendencją do mętnej
i meduzowo-kwitnącej) trzeba zapłacić kolejne 15-20 euro, bo
niemal wszędzie są parki narodowe. Spanie na dziko raczej odpada,
ale poza ofertą Lonley na miejscu można też znaleźć ofertę
agroturystyczną. La Digue - nasza ulubiona wyspę - należy zwiedzać
na rowerze - wypożyczenie na cały dzień to 150 rupii -
niewygórowana cena, za wspaniałą przygodę, a wieczorem koniecznie
jakaś knajpka i pyszne kreolskie jedzenie. Najpiękniejsza i
najbardziej dzika z wysp wewnętrznych jest Silhouette - z jedynym
hotelem o cenach tak bajońskich, że już sam pobyt tam może
onieśmielać. Najlepszą miejscówką jest jednak własny kawałek
łajby i nocleg gdzieś pod niebem oświetlonym Pasem Oriona, przy
kolejnej wyspie zamieszkałej jedynie przez dzikie ptactwo. Taki nasz
załogowy Alcatraz...
Czas oczekiwania w Addis Abebie przekraczał 15 godzin i chociaż byliśmy w pełni przygotowani do spania na lotnisku to etiopskie linie lotnicze sprawiły nam niespodziankę w postaci voucherów na nocleg oraz posiłki w stolicy Etiopii - ech smak tej wspaniałej kawy...
Czas oczekiwania w Addis Abebie przekraczał 15 godzin i chociaż byliśmy w pełni przygotowani do spania na lotnisku to etiopskie linie lotnicze sprawiły nam niespodziankę w postaci voucherów na nocleg oraz posiłki w stolicy Etiopii - ech smak tej wspaniałej kawy...
4 komentarze:
Coś tu chyba pomyliłaś z datami. Wielkie wymieranie dinozaurów to koniec kredy 65 mln, a 200 to chyba trias. Wtedy zaczynały dominować. Ale nic to, czekam na zdjęcia, no i zwiedzanie na rowerze, to lubię.
Chodziło mi o katastrofę meteorytową z pogranicza permu i triasu, kiedy to wyginęło 90% ówcześnie żyjących gatunków - wielkie wymieranie permskie. To ja już szybko dopisuje, że permskie i nie będzie mylące z tą najbardziej znaną katastrofą :) zdjęcia się robią i filmik też - jak dobrze pójdzie to dzięki Twojej interwencji jest szansa na jutrzejsze ukończenie projektu!
Dzięki, pooglądałem, aż mi się cieplej zrobiło. Czuję się jak katalizator. Przynajmniej wiesz też, że uważnie czytam :)
Ja od dawna wiem, że czytasz uważnie i bardzo się cieszę - poza tym - bez kozery - gdyby nie ponaglenie, to na pewno materiał nie zrobiłby się do dziś - także masz dobry uczynek na koncie :) pozdrawiam serdecznie
Prześlij komentarz