PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



26 lipca 2013

48 GODZIN - I JUST CAN'T GET ENOUGH

48 godzin pracy umysłowej w Szczecinie w dwie doby i wszystko na nic, czasem tak bywa, ale ja wciąż nie mogę się pogodzić z taką niesprawiedliwością losu. W końcu jeśli daje się z siebie na prawdę wszystko to sukces powinien być gwarantowany. A tu taki zawód ;( Teraz zaczniemy wszystko od nowa, tyle że ja wcale nie mam na to ochoty. I właśnie tak to jest, że zawsze najbardziej chce się tego czego akurat nie ma...
Udało nam się dostać bilety na koncert Depeche Mode na stadionie narodowym (nie mogę powstrzymać się od żarciku, że na szczęście dach był zamknięty, ale każdy fan na pewno miał ze sobą strój kąpielowy). Opinie są skrajne - dla mnie to zawsze niesamowite przeżycie. Kiedy zostałam fanką DM w późnej komunie, będąc nastolatką nawet mi do głowy nie przyszło, że kiedyś ich zobaczę na scenie u nas w Polsce na dupnym stadionie narodowym w centrum Warszawy, gdzie nagłośnienie jest fatalne, ale za to na płycie boiska pięknie słychać okrzyki z trybun... Starzy już są Depeche, ale niezależnie od tego jak szybko zmienia się moda, wciąż dają czadu - chyba nie tylko ze względu na piękne wspomnienia, ale również na współczesną twórczość. Delta Machine jest zadziwiająco fajna i taka dość liryczna, szczególnie Heaven. Chociaż moje serce od dawna zajęte jest przez Linking Park to fanem DM będę już pewnie całe życie. Na koncercie było ok. 40 tysięcy ludzi w przeróżnym wieku, ale wielu z nich przyszło z całymi rodzinami. I to daje do myślenia. Zdziwionymi oczyma zaczynam patrzeć na siebie przez pryzmat mijających lat. Na większości koncertów tego tak nie widzę, a tu nagle uświadamiam sobie, że starzeję się razem z Depechami - welcome to my world :)

01 lipca 2013

Żelazny Avatar i nurkowanie w sierakowskich jeziorach

Dawno, dawno temu (będzie już pewnie z miesiąc) za wieloma kilometrami asfaltówki, a nawet autostrady, odbył się w Sierakowie Triathlon. Oczywiście my nie startowaliśmy w zawodach, ale w ramach strefy kibica zrobiliśmy dwa fajne nurki w jeziorze Jaroszewskim i Chrzypskim (polecam tylko to drugie, bo w pierwszym nie ma nic oprócz piachu;)) W zawodach brało udział 800 zawodników. Nasz Żelazny Avatar Grześ zajął 326 miejsce w generalce, 150 w swojej kategorii wiekowej - wyprzedził 27 zawodników + 8 tych, którzy nie dotarli do mety. Pływał 55 minut i 10 sekund, przesiadał się na rower przez 10 minut i 2 sekundy, rowerem jechał 3 godziny 15 minut i 48 sekund, zsiadał z roweru w 3 minuty i 10 sekund, biegł 2 godziny 28 minut i 55 sekund -z czego co najmniej 30 sekund wiązał sznurówkę ;) - co dało łączny czas 6 godzin 53 minuty i 35 sekund!!! czyli 1 godzinę, 6 minut i 25 sekund przed czasem. Wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla ludzi, którzy mogą wykonać taki wysiłek. My byliśmy zmęczeni samym kibicowaniem, nie sądzę żebym mogła przebiec 20km, nie mówiąc już o tym, że wcześniej przejechałabym 90km i przepłyneła 2km ;))

Brawo Grześ!