Trzynaście małych
ptaszków uważnie obserwuje każdy mój ruch. Najwyraźniej są
uzależnione od turystów. Kiedy spokojnie zjadam bułkę nie
wykonując żadnych fałszywych ruchów, ptaszki powoli wracają do
swoich stałych zajęć. Dziobią między kamieniami, grzebią w
piórkach, ale wciąż z nadzieją na nadlatujące okruchy, popatrują
w moim kierunku spod swoich przymrużonych pierzastych powiek.
Po
siedmiu dniach ślizgowych na desce (a wieje tu jak diabli)
poczyniliśmy ogromne postępy okupione dziurami w dłoniach, startym
kolanem i kilkoma siniakami. Plaża Sorobon, Lac Bay to najlepszy na
świecie spot windsurfingowy do nauki – niewiele gorszy od Helu,
poza tym, że woda jest ciepła i czysta, a wiatr równy i mocny.
Spaliliśmy wszystkie wystające członki i mięśnie – jedne
słońcem, a drugie pływaniem. Nurkowanie teraz jest jak wybawienie,
ale za to niemożliwie marzniemy. Po drugim nurkowaniu ściągam
piankę tylko do połowy i zaszywam się w miejscu możliwie
osłoniętym od wiatru. Ogrzewając się w promieniach palącego
słońca wsłuchuję się w kamyki przesuwane dźwięcznie
odpływającą falą. Od kilku dni zastanawiam się jak nazwać
dźwięk wydawany przez rozsypane koraliki? Tak właśnie brzmią te
kamyki obrabiane na całej długości bonairskiego wybrzeża. Mam
sporo czasu na myślenie, bo nie mając pojęcia, że na Bonaire
nurkuje się z brzegu - wynajęliśmy skuter. Teraz jesteśmy sławni,
wśród całej rzeszy nurków z pick-upami, bo na tym małym,
zwrotnym skuterku mieścimy się my, butle i cały sprzęt nurkowy.
Niestety tylko dwie butle, dlatego czas na dekompresję ja poświęcam
na zbadanie możliwości wejścia do wody w kolejnym miejscu nurkowym
(czyli śpię, myślę, jem, nawiązuję nowe znajomości albo
czytam), a Bartek jeździ do bazy po powietrze. Od sześciu dni
przeczesujemy miejscowe rafy na głębokości od 12 do 15m w
poszukiwaniu legendarnego, czarnego konika morskiego, który ma tu
niby występować. Widzieliśmy już wszystkie endemiczne żyjątka i
roślinki, a konika ani widu, ani słychu. Aż tu nagle podczas
przedostatniego nurkowania Bartek zaczyna wywijać podwodne hołubce
(no bo jak pokazać konika pod wodą? Trzeba naśladować jazdę
konną – pomysłowe, ale partner może sądzić, że to atak
padaczki :)) Konik jest nieśmiały i nie taki malutki jak można by
się spodziewać. Boi się nas tak, że chociaż chciałoby się go
uściskać to jednak zaczynamy trzymać się na odległość. Pływa
śmiesznie podwijając ogonek pod siebie i ruszając maleńką
płetewką na grzbiecie. Ostatniego nurka już nie robimy – fakt,
że nam się nie chce, ale ostatecznie zobaczenie konika morskiego na
sam koniec to rewelacyjna wymówka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz