PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



22 lutego 2012

W COLFOSCO JEST BOSKO, A KASPROWY JEST ZMIENNO-ZIMOWY

Pęd wiatru wywiewa resztki myśli z mózgu. Wielka biel dookoła, narty suną w dół stoku, mięśnie rozgrzewają się i zwalnia się blokada. Nic już nie ma znaczenia, jest tu i teraz, a życie wypełnia radośnie każdą komórkę. Uwielbiam to uczucie.

Tydzień doskonale przygotowanych tras w Val di Fassa, pyszne Calimero, doborowe towarzystwo i przejechane 211km - czyli, żeby było tak bardziej obrazowo zajechaliśmy na nartach ze Szczecina do Poznania ;).

W niedzielę, natychmiast po powrocie ruszyliśmy na Kondratową - przez Kasprowy, żeby nudno nie było... szliśmy i szliśmy, aż w końcu nadeszła mgła, zrobiło się całkiem ciemno, wietrznie i zimno. Niestety, bo warunki zjazdowe byłyby doskonałe. Z Kasprowego zjeżdżaliśmy przy jednej czołówce na trzech i muszę przyznać to jest przygoda! Błędnik wiruje jak oszalały i już po chwili nie wiesz czy stoisz czy jedziesz, gdzie dół jest gdzie góra, gdzie ściana śnieżna, gdzie stok. Po krótkiej walce opracowana została metoda ratunkowa - światełko i Grześ zjeżdżali kilka skrętów w dół i świecili do góry, wtedy myśmy zjeżdżali te klika skrętów i znów to samo, aż do ściany lasu. I wszystko szło jak należy dopóki Grześ patrzył na nas, a jak przestawał to od razu bach. Kto wie, jak by się to skończyło gdyby nie telefon od Krzysztofa, który zamówił nam pierogi. Ech, jakiego człowiek tempa nabiera, jak przed oczami ma pyszne, ciepłe danie, a głodny jest i zmarznięty ;))
Kasprowy skradnie serce każdemu kto ma dzikość w sercu. Żaden świetnie przygotowany alpejski, czy dolomicki stok nie może ofiarować tego co ten nasz surowy i wymuldżony Kasprowy, który jednego dnia może z piekielnej mgły wychylić się na słońce i pokazać zapierającą dech w piersiach panoramę Swojskich Taterek.

2 komentarze:

Nomad pisze...

Jedna czołówka? A mówią, że w góry trzeba iść przygotowanym. Zawsze w plecaku mam dwie, a czasami i latarke. Kiedyś poszedłem do Mylnej w Koscieliskiej i w środku okazało się, że turyści nie mają żadnej. Podzieliłem się z nimi i wyszedłem na profesjonalistę jaskiniowca :)

Anna Bucholc pisze...

no tak, ale Ty jesteś profesjonalistą jaskiniowcem, a my mieliśmy w planach spacer do schroniska i dwa piękne dni na stoku - nic więcej... ale w końcu plany są od tego żeby je zmieniać, nie? ;)