Dostaliśmy zaproszenie i w niedzielę przypomnimy sobie jak było w Gruzji ;)
Szczęśliwie Ulka została przedwczoraj naprawiona, ale Kaśka się zepsuła - pewnie jakiś drobiazg i uda się 'na występy' pojechać motorami. Wciąż nie wiem co z Uazem?
PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM
Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.
28 czerwca 2011
25 czerwca 2011
NURKOWANIE JEST ZASKAKUJĄCO DZIWACZNE
Zupełnie nie tego się spodziewałam!
Jak się jest z 'nad morza' i lubi pływać od urodzenia niemalże to człowiekowi wydaje się, że woda to jego żywioł, że pływa jak ryba i żadna fala mu nie straszna. Tym bardziej wodne sporty wydają się być na miejscu. Całe długie cztery lata czekałam na możliwość nurkowania, aż w końcu oczekiwanie mi się znudziło. Miało być coś lepiej z tymi zatokami, ale koniec końców nie jest, więc do dzieła - nie ma co marnować czasu - przed chwilą wróciliśmy z basenu. Tyle emocji w tym małym organizmie teraz, że aż mnie w żołądku kręci i usiedzieć nie mogę, więc piszę zdziwiona wielce tym niecodziennym doświadczeniem. Zacznijmy i skończmy na tym, że...
1. szorowałam brzuchem po dnie (chociaż wydawało mi się, że pływam doskonale),
2. ożłopałam się wody jak smok wpuszczając ją do żołądka nosem zamiast powietrza (co, choć niezwykłe jest łatwiejsze niż można by się spodziewać),
3. podwodne ściąganie maski i oddychanie tylko przez usta, które wydawałoby się banalne (trzeba to robić tak żeby nie zaciągnąć wody nosem - teraz już wiem ;)) okazało się nie lada wyzwaniem.
Wszystko to bardzo egzotyczne jest i pachnie nowością, ale czy przetrwam na otwartej wodzie? Z tą maską co się wodą zalewa, ale nie sposób się wynurzyć, co jak się zachłyśniesz to splunąć uczciwie nawet nie można i ciągle trzeba pamiętać o oddychaniu... Strasznie tam będzie i ciemno pod tą wodą - kręci mnie to maksymalnie i przeraża jednocześnie - a jak się to skończy? Pewnie certyfikatem OWD, bo zatoki jeszcze mnie nie bolą ;) a tu widać jak ślicznie pływamy - autorstwa Piotrka: NASZE OWD
Jak się jest z 'nad morza' i lubi pływać od urodzenia niemalże to człowiekowi wydaje się, że woda to jego żywioł, że pływa jak ryba i żadna fala mu nie straszna. Tym bardziej wodne sporty wydają się być na miejscu. Całe długie cztery lata czekałam na możliwość nurkowania, aż w końcu oczekiwanie mi się znudziło. Miało być coś lepiej z tymi zatokami, ale koniec końców nie jest, więc do dzieła - nie ma co marnować czasu - przed chwilą wróciliśmy z basenu. Tyle emocji w tym małym organizmie teraz, że aż mnie w żołądku kręci i usiedzieć nie mogę, więc piszę zdziwiona wielce tym niecodziennym doświadczeniem. Zacznijmy i skończmy na tym, że...
1. szorowałam brzuchem po dnie (chociaż wydawało mi się, że pływam doskonale),
2. ożłopałam się wody jak smok wpuszczając ją do żołądka nosem zamiast powietrza (co, choć niezwykłe jest łatwiejsze niż można by się spodziewać),
3. podwodne ściąganie maski i oddychanie tylko przez usta, które wydawałoby się banalne (trzeba to robić tak żeby nie zaciągnąć wody nosem - teraz już wiem ;)) okazało się nie lada wyzwaniem.
Wszystko to bardzo egzotyczne jest i pachnie nowością, ale czy przetrwam na otwartej wodzie? Z tą maską co się wodą zalewa, ale nie sposób się wynurzyć, co jak się zachłyśniesz to splunąć uczciwie nawet nie można i ciągle trzeba pamiętać o oddychaniu... Strasznie tam będzie i ciemno pod tą wodą - kręci mnie to maksymalnie i przeraża jednocześnie - a jak się to skończy? Pewnie certyfikatem OWD, bo zatoki jeszcze mnie nie bolą ;) a tu widać jak ślicznie pływamy - autorstwa Piotrka: NASZE OWD
06 czerwca 2011
03 czerwca 2011
Toskania
Ten, ten albo tamten! Przekrzykiwaliśmy się w samochodzie po 13 godzinach jazdy kiedy naszym oczom ukazały się wzgórza porośnięte mięsistą trawą, gęstą i piękną niczym golfowy green. Na szczytach małe i średnie domy, czasem posiadłości ogromne, wszystkie z porządnej czerwonej cegły. Do każdego prowadzi droga ubita, nieasfaltowa obsadzona po obu stronach cyprysami, a u jej końca brama – ot tak tradycyjnie chyba, bo przestrzenie tu ogromne, a żadna działka nieogrodzona. Tylko te bramy sterczą w polu, a za nimi ogród piękny ze starodrzewiem i basen, czasem niewielki gaj oliwny i ziół trochę. Zobaczcie jak tu pięknie – mówiliśmy do siebie, a na ustach uśmiech szeroki zagościł i nijak miny zmienić się nie dało.
Garbate pagórki poprzecinane gdzieniegdzie piaszczystą wstęgą szutrowych dróg, a na jednej z nich wesoły, kolorowy korowód mknie ze średnią prędkością 13km na godzinę. Słońce pali niemiłosiernie, na wyboistych drogach badlandu ciężko pedałować, ale cała 10 osobowa ekipa daje z siebie wszystko. Czasem pchamy pod górę, by chwilę później zjeżdżać na złamanie karku wśród kwitnących pól. Dni wypełnione lenistwem szybko uciekają. Rano basen i obfite śniadanie, później pedałowania dzień cały, pola wzorzyste, zmieniające barwy, niewielkie lasy i małe, urokliwe miasteczka. Zmęczeni i umorusani po powrocie bierzemy szybki prysznic i znów basen. Następnie czas sjesty – jedni śpią, inni znów jedzą, piją, gadają i czytają. Zbiera się wesoła ferajna przed 8.00 i wtedy zaczyna się zabawa. Pędzimy do najbliższego miasteczka (o sugestywnej nazwie Taverne d'Arbia), by wzbudzić radość w miejscowych restauratorach. Nakarmić i napoić 10 wygłodniałych Polaków niełatwo, a każdy z nas zjeść i wypić potrafi! Włoskie jedzenia bene, eccellente! A jaka tu panna cota pieści język zwartą masą bez zbędnych dodatków. Tiramisu wprost rozpływa się w ustach, pasty rozmaite i wyśmienite włoskie pizze. Turystyka żywieniowa wszystkim przypadła do gustu. Aleksander Dumas tak napisał o Toskanii: 'Toskanię zwykle opuszczamy w momencie,w którym właśnie zaczynaliśmy się w niej odnajdywać. Sprawia to, że z każdą następną podróżą odnajdujemy się w niej jeszcze bardziej...'
Jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknię za tym przewiewnym domem na wzgórzu najwyższym w okolicy, za rozkrzyczanymi ptakami budzącymi o poranku, za jaskółkami pijącymi wodę z basenu i za tą wielką, pofałdowaną przestrzenią, aż po horyzont zakończoną granatowymi górami czasem niknącymi we mgle i niebem, który jak wielka błękitno-biała kopuła zwiesza się nad Toskańskim krajobrazem.
p.s. Wina i makarony zasługują na osobny, krótki wątek. W knajpkach zwykle zamawiamy wino stołowe, niezwykle pyszne, dobre do obiadu. Warto wiedzieć, że frizzante to wina lekko musujące. Przy zakupie natomiast należy dokładnie obejrzeć etykietkę. Najwyższy stopień we włoskiej klasyfikacji win DOCG oznacza gwarancję pochodzenia wina z określonego regionu. Z kolei napis 'riserva' oznacza, że wino trzy lata leżakowało zanim zostało wprowadzone do sprzedaży. Chianti Classico według niektórych jedyne zasługujące na nazwę Chianti to te, które na szyjce mają charakterystycznego czarnego koguta – emblemat średniowiecznego Chianti – ale ja tam nie jestem ortodoksem – im więcej spróbujesz tym więcej wiesz...
Makarony bez jajek:
Bucatini – duże spaghetii z małą dziurką
Conchiglie – muszelki
Farfalle – kokardki
Gnochetti/Gnochi – malutkie muszelki lub owalne kuleczki
Penne – rurki (uwaga na wymowę 'pene' to po włosku 'fiutek')
Puntine – drobne ziarenka
Rigatoni – krótkie w kształcie walca
Spaghetti – długie o okrągłym przekroju
Ziti – ogromne spaghetti
Makarony jajeczne:
Canneloni – walec – do nadziewania
Capellini – jak nitki
Lasagne – szeroki, długie i płaskie, białe lub zielone – układane warstwowo
Ravioli, Tortellini i Tortelloni – makaronowe pierożki do nadziewania, większe lub mniejsze – szczególnie dobre z fungi (grzyby)
Tonnarelli – spaghetti o przekroju kwadratowym, białe lub zielone
Tagliatelle – długie i płaskie
Garbate pagórki poprzecinane gdzieniegdzie piaszczystą wstęgą szutrowych dróg, a na jednej z nich wesoły, kolorowy korowód mknie ze średnią prędkością 13km na godzinę. Słońce pali niemiłosiernie, na wyboistych drogach badlandu ciężko pedałować, ale cała 10 osobowa ekipa daje z siebie wszystko. Czasem pchamy pod górę, by chwilę później zjeżdżać na złamanie karku wśród kwitnących pól. Dni wypełnione lenistwem szybko uciekają. Rano basen i obfite śniadanie, później pedałowania dzień cały, pola wzorzyste, zmieniające barwy, niewielkie lasy i małe, urokliwe miasteczka. Zmęczeni i umorusani po powrocie bierzemy szybki prysznic i znów basen. Następnie czas sjesty – jedni śpią, inni znów jedzą, piją, gadają i czytają. Zbiera się wesoła ferajna przed 8.00 i wtedy zaczyna się zabawa. Pędzimy do najbliższego miasteczka (o sugestywnej nazwie Taverne d'Arbia), by wzbudzić radość w miejscowych restauratorach. Nakarmić i napoić 10 wygłodniałych Polaków niełatwo, a każdy z nas zjeść i wypić potrafi! Włoskie jedzenia bene, eccellente! A jaka tu panna cota pieści język zwartą masą bez zbędnych dodatków. Tiramisu wprost rozpływa się w ustach, pasty rozmaite i wyśmienite włoskie pizze. Turystyka żywieniowa wszystkim przypadła do gustu. Aleksander Dumas tak napisał o Toskanii: 'Toskanię zwykle opuszczamy w momencie,w którym właśnie zaczynaliśmy się w niej odnajdywać. Sprawia to, że z każdą następną podróżą odnajdujemy się w niej jeszcze bardziej...'
Jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknię za tym przewiewnym domem na wzgórzu najwyższym w okolicy, za rozkrzyczanymi ptakami budzącymi o poranku, za jaskółkami pijącymi wodę z basenu i za tą wielką, pofałdowaną przestrzenią, aż po horyzont zakończoną granatowymi górami czasem niknącymi we mgle i niebem, który jak wielka błękitno-biała kopuła zwiesza się nad Toskańskim krajobrazem.
p.s. Wina i makarony zasługują na osobny, krótki wątek. W knajpkach zwykle zamawiamy wino stołowe, niezwykle pyszne, dobre do obiadu. Warto wiedzieć, że frizzante to wina lekko musujące. Przy zakupie natomiast należy dokładnie obejrzeć etykietkę. Najwyższy stopień we włoskiej klasyfikacji win DOCG oznacza gwarancję pochodzenia wina z określonego regionu. Z kolei napis 'riserva' oznacza, że wino trzy lata leżakowało zanim zostało wprowadzone do sprzedaży. Chianti Classico według niektórych jedyne zasługujące na nazwę Chianti to te, które na szyjce mają charakterystycznego czarnego koguta – emblemat średniowiecznego Chianti – ale ja tam nie jestem ortodoksem – im więcej spróbujesz tym więcej wiesz...
Makarony bez jajek:
Bucatini – duże spaghetii z małą dziurką
Conchiglie – muszelki
Farfalle – kokardki
Gnochetti/Gnochi – malutkie muszelki lub owalne kuleczki
Penne – rurki (uwaga na wymowę 'pene' to po włosku 'fiutek')
Puntine – drobne ziarenka
Rigatoni – krótkie w kształcie walca
Spaghetti – długie o okrągłym przekroju
Ziti – ogromne spaghetti
Makarony jajeczne:
Canneloni – walec – do nadziewania
Capellini – jak nitki
Lasagne – szeroki, długie i płaskie, białe lub zielone – układane warstwowo
Ravioli, Tortellini i Tortelloni – makaronowe pierożki do nadziewania, większe lub mniejsze – szczególnie dobre z fungi (grzyby)
Tonnarelli – spaghetti o przekroju kwadratowym, białe lub zielone
Tagliatelle – długie i płaskie
Subskrybuj:
Posty (Atom)