Zamykam oczy i znika szarobura, mokra krakowska rzeczywistość. Zanurzam się w błękicie nieba i grzeję twarz w słońcu na tle malowniczych, aksamitnych dolomickich szczytów. Wróciliśmy przed chwilą z 'narciarskiego edenu'.
Sześć dni szaleństwa i jak okiem sięgnąć każdy płat śniegu pocięty tysiącami nart i desek, bo chociaż nie wolno zjeżdżać poza trasę to kto oparłby się białemu puchowi? ;) Cortina - modny, przedwojenny kurort, ale zgodnie z opisem - pozbawiony snobizmu. Szkoda, bo myślałam, że kupię czapkę z lisem ;)) Sześć osobnych terenów narciarskich, 37 wyciągów i 140km tras narciarskich z czego ja przejechałam 182km wyjeżdżając wyciągiem 125 razy z różnicą wzniesień 42.750m, a najwyższy zjazd był z Tofany z 2828m n.p.m. - wykresy są super, ale się nie ładują, więc wklejam kolażyk!
W 1956 roku w Cortinie odbyły się zimowe Igrzyska Olimpijskie.
p.s. swoje wyniki można sprawdzić wpisując numerki ze skipassu tutaj: www.dolomitisuperski.com - wpisujemy w pierwszej rubryce i trzeba koniecznie zaznaczyć ptaszka poniżej, że czytało się communication ;)
PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM
Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.
26 marca 2011
14 marca 2011
OSTATNI ODDECH
Kochała życie. Zawsze elegancka i dbająca o szczegóły. Śmiała się często i bez ogródek mówiła każdemu co o nim myśli. Uwielbiała podróżować i pragnęła jeszcze raz wrócić na wspaniałą Maderę. Poznałyśmy się na wycieczce w Egipcie 8 lat temu. Kiedy dowiedziała się, że jest chora powiedziała mi, że tak jest lepiej. Można się pożegnać i przygotować.
Nie można!
Chociaż wiesz, że dni są policzone, do końca masz nadzieję, że zdarzy się cud. Z bezradnością patrzysz na ukochaną osobę, której choroba niszczy ciało i z każdym kolejnym dniem odbiera resztki godności. W jej oczach wciąż jednak tli się dawny żar. Trzyma się tego pragnienia i walczy o każdy oddech, o każdą dodatkową chwilę na świecie, o życie, z którym żal się rozstawać.
Powiedziałaś mi, że cieszysz się ze swojego życia, z tego, że udało Ci się pożyć tak jak chciałaś. Że niczego nie żałujesz i jeszcze, że 'chujowo' jest musieć umrzeć, kiedy chce się jeszcze żyć. Zapamiętałam te słowa. Dzięki Tobie każdy mój dzień będzie pełny, dokładnie taki jak chcę - dobrze wykorzystany. Żeby potem nie żałować.
I Ciebie zapamiętam taką jak byłaś - piękna, prawdziwa Dama. Mama, byłaś zajebista!
Nie można!
Chociaż wiesz, że dni są policzone, do końca masz nadzieję, że zdarzy się cud. Z bezradnością patrzysz na ukochaną osobę, której choroba niszczy ciało i z każdym kolejnym dniem odbiera resztki godności. W jej oczach wciąż jednak tli się dawny żar. Trzyma się tego pragnienia i walczy o każdy oddech, o każdą dodatkową chwilę na świecie, o życie, z którym żal się rozstawać.
Powiedziałaś mi, że cieszysz się ze swojego życia, z tego, że udało Ci się pożyć tak jak chciałaś. Że niczego nie żałujesz i jeszcze, że 'chujowo' jest musieć umrzeć, kiedy chce się jeszcze żyć. Zapamiętałam te słowa. Dzięki Tobie każdy mój dzień będzie pełny, dokładnie taki jak chcę - dobrze wykorzystany. Żeby potem nie żałować.
I Ciebie zapamiętam taką jak byłaś - piękna, prawdziwa Dama. Mama, byłaś zajebista!
13 marca 2011
DACHSTEIN
Śnieg, śnieg, śnieg. Wszędzie dookoła biało - tak biało jak to tylko możliwe o tej porze roku i przy takich marnych opadach. Odwiedziliśmy Królestwo Toniego Rosifki - Lorda Dachsteinu. 560ha skitourowego raju wpisanego na listę UNESCO.
Pierwszego dnia w gęstej mgle nie widzieliśmy nawet gdzie jest schronisko, drugiego zupełnie przypadkiem zrobiliśmy Rumpel (chyba tak to się pisze?) - najdłuższą dostępną wycieczkę dookoła lodowca (trasy 5 i 6). Przy pięknej pogodzie zajęło nam to 9 z przewidywanych przewodnikiem 7 godzin, a na koniec skatowaliśmy się 45minutową wspinaczką po trasie narciarskiej - mankament mieszkania na szczycie, ale widoki warte grzechu... Dzień trzeci miał być odpoczynkiem, więc... jak było do przewidzenia znów przypadkowo zjechaliśmy najtrudniejszą trasą nr 4. W lesie było ostro i brakowało śniegu. Wanda wypięła się z nart i runęła w dół. Wyglądało to przerażająco, ale na szczęście nic się nie stało. Sparaliżowani strachem zjeżdżaliśmy trzymając się liny (ja oczywiście zrezygnowałam z nart i zjeżdżałam na pupie, co po głębszym przemyśleniu nie wydaje mi się ani bezpieczne, ani rozsądne ;)). Potem w schronisku przeczytaliśmy, że lepiej tam się nie wybierać bez przewodnika ;). Kolejny dzień spędziliśmy dożynając się na stoku. Potem zrobiliśmy 7-ke i choć planowaliśmy zjechać tylko kawałek, tak dla rozeznania, zjechaliśmy aż do sąsiedniej wioski, gdzie zastaliśmy wiosnę i chcąc nie chcąc pomaszerowaliśmy na autobus. Pojazdu nie było o właściwej godzinie, ale przyjechała po nas taksówka i spokojnie zdążyliśmy na ostatnią kolejkę. Trasa ma 11km, więc powiedzmy sobie szczerze, że bardzo chcieliśmy wyjechać, a nie wychodzić...
Pierwszego dnia w gęstej mgle nie widzieliśmy nawet gdzie jest schronisko, drugiego zupełnie przypadkiem zrobiliśmy Rumpel (chyba tak to się pisze?) - najdłuższą dostępną wycieczkę dookoła lodowca (trasy 5 i 6). Przy pięknej pogodzie zajęło nam to 9 z przewidywanych przewodnikiem 7 godzin, a na koniec skatowaliśmy się 45minutową wspinaczką po trasie narciarskiej - mankament mieszkania na szczycie, ale widoki warte grzechu... Dzień trzeci miał być odpoczynkiem, więc... jak było do przewidzenia znów przypadkowo zjechaliśmy najtrudniejszą trasą nr 4. W lesie było ostro i brakowało śniegu. Wanda wypięła się z nart i runęła w dół. Wyglądało to przerażająco, ale na szczęście nic się nie stało. Sparaliżowani strachem zjeżdżaliśmy trzymając się liny (ja oczywiście zrezygnowałam z nart i zjeżdżałam na pupie, co po głębszym przemyśleniu nie wydaje mi się ani bezpieczne, ani rozsądne ;)). Potem w schronisku przeczytaliśmy, że lepiej tam się nie wybierać bez przewodnika ;). Kolejny dzień spędziliśmy dożynając się na stoku. Potem zrobiliśmy 7-ke i choć planowaliśmy zjechać tylko kawałek, tak dla rozeznania, zjechaliśmy aż do sąsiedniej wioski, gdzie zastaliśmy wiosnę i chcąc nie chcąc pomaszerowaliśmy na autobus. Pojazdu nie było o właściwej godzinie, ale przyjechała po nas taksówka i spokojnie zdążyliśmy na ostatnią kolejkę. Trasa ma 11km, więc powiedzmy sobie szczerze, że bardzo chcieliśmy wyjechać, a nie wychodzić...
Subskrybuj:
Posty (Atom)