PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



30 grudnia 2010

ŚWIĄTECZNE PREZENTY

W tym roku spędziliśmy święta w gronie rodzinnym w mroźnym i białym Szczecinie. Wśród wielu cudownych prezentów pod świerkowym drzewkiem, Mikołaj sprawił mi niespodziankę w postaci płytki cd z tajemniczym napisem: 'wakacyjna przygoda 1988r'.

Łezka w oku się kręci na to wspomnienie - ja nawet tych zdjęć nie pamiętam, a może ich wcześniej nie widziałam? W każdym razie dziękuję wszystkim kochanym Mikołajom.

18 grudnia 2010

MROŹNY LUBOŃ

W natłoku spraw wygospodarowaliśmy ostatni, przedświąteczny dzień na narty. Dosypało, przymroziło i sama już nie wiem czy się cieszyć, bo chodzimy na tury i jest piękna zima, a sezon zapowiada się wspaniale - czy też martwić się, bo kasa na budowę się skończyła, a z powodu mrozu nie możemy kończyć dachu, wstawiać okien i drzwi, więc kredytu przed świętami nie będzie...

Z natury jednak chyba jednak jestem optymistką, bo uśmiech nie spełza mi z twarzy - szczególnie w lesie... (może zwyczajnie lubię zimę?).

W każdym razie wybraliśmy się na Luboń, ponieważ cytuję ze strony schroniska: 'Luboń Wielki jest najbliższym Krakowa schroniskiem położonym powyżej 1000 m n.p.m. Łatwo u nas być już w dwie godziny od wyjścia z domu w Krakowie'. Jak dzień jest krótki to nie ma co wybrzydzać - z resztą było pięknie, zobaczcie sami...



p.s. specjalne pozdrowienia dla Wojtka, który grzeje się w Wenezueli ;)

11 grudnia 2010

HISTORIA POLSKI

Animowana historia Polski w 8 min? Nigdy tak o tym nie myślałam, że ten nasz piękny, zielony i wolny Kraj był od początku swojego istnienia w stanie ciągłej wojny.-Rozdrapywany przez najeźdźców, grabiony, sukcesywnie niszczony... Wzruszyłam się kiedy z wypiekami na twarzy zobaczyłam w końcu Warszawę (7:45) - nasza śliczna nowoczesna Polska - dzięki Natalia.

08 grudnia 2010

SEZON NA TURY

Skończył się tak szybko, jak się zaczął. Patrzę za okno, a tam mokre, ciepłe deszczowe krople rozpuszczają w destruktywnym tempie niewinne, niczego nie spodziewające się śnieżynki... Tylko obrywające się lodowe płaty z hukiem spadające z dachu przypominają o weekendowych zwałach śniegu.
Zobacz inne fotki z Wielka Racza

Dobrze, że w ramach prezentu na Mikołaja wyruszyliśmy w piękny niedzielny poranek na Wielką Raczę. Teren rewelacja, ale odcisk na pięcie przypomina, że coś daleko było do schroniska. Ruszyliśmy ok. południa ze Zwardonia - jak psiaki spuszczone ze smyczy biegaliśmy po śniegu w pełnym słońcu. Po kilku godzinach słońce zaszło za chmury i zerwał się Halny. W lesie wiatr w ogóle nam nie przeszkadzał - suszyliśmy zęby, a oczy wciąż nie mogły nacieszyć się śniegiem. Za to przełęcze nie dodawały nam animuszu. Nogi jeszcze nieprzyzwyczajone do twardych skorup nie poruszały się tak szybko jak się spodziewaliśmy i zmrok zastał nas w lesie. W końcu niemal stratowani przez skutery śnieżne, które rykiem silników przegoniły nas w krzaki dotarliśmy do schroniska. Od tej pory już wiemy, że ogień w kominku wygasa w niedzielny wieczór... schroniska muszą oszczędzać - nie ma co grzać dla trzech osób. Na szczęście mamy XXI wiek i (O RANY!) w schronisku była sauna. Przełamaliśmy opór Pani i sauna została uruchomiona, nie dało się wybiegać na śnieg, ale woda w prysznicu była wystarczająco lodowata. Rano w pokoju mieliśmy 13 stopni - ostatnio cieplej było w namiocie ;). Ze względu na niezbyt piękną pogodę zjechaliśmy nieczynnym jeszcze stokiem słowackim. Było bosko (nie pamiętam już jak się jeździ, ale jeszcze mi się przypomni). Wróciliśmy do Polski pociągiem ;). I tyle, a Wojtek pozdrawia z Wenezueli - klimatyzowany pokój i superszybkie łącze pozwalające na audio rozmowę - sounds fantastic!

01 grudnia 2010

BACÓWKA POD GORCEM

Biała, śnieżna polana pod rozgwieżdżonym granatowym niebem. Oddalamy się niespiesznie od ciepłej Bacówki pod Gorcem. Śnieg skrzypi pod butami, a w świetle latarek wyraźnie widać mały żółty namiot rozstawiony na 'wygwizdowie' specjalnie na tę okoliczność. Na początku euforia - wciąż rozgrzani upojnym wieczorem w Bacówce i opowieściami o dalekich i barwnych podróżach, wślizgujemy się do śpiworów. Jest ciepło, niemal gorąco. Po chwili, kiedy emocje opadają zaczynamy zdawać sobie sprawę, że w namiocie robi się zimno. Cienka warstwa materiału dzieli nas od mroźnej nocy i nie jest w stanie kumulować ciepła oddawanego przez nasze rozgrzane piecem ciała. Stare karimaty pozostawiają wiele do życzenia i mimo ciepłych śpiworów chłód ciągnie od spodu. Bacówka na szczęście jest blisko, ale nawet przez myśl nam nie przejdzie żeby wracać. Temperatura wewnątrz namiotu spada do -8, ale czujemy tylko lekki dyskomfort. Kręcimy się aż do rana rozentuzjazmowani tym, że się uda, że będziemy niezależni od schronisk i chat, że od teraz będzie można wyruszyć w trasę i spać tam, gdzie będzie się chciało. Słoneczny poranek i widok na przyprószone śniegiem Tatry jest jak nagroda za podjęcie pierwszej próby. Dla nas rozpoczyna się nowy etap - a wciąż padający śnieg, który dla innych jest utrapieniem i powodem zmartwień jest jak obietnica. Kolejna mroźna zima i wolność - w pełnym tego słowa znaczeniu.

p.s. Dziękujemy za zaproszenie na "Slajdowisko" - Wasza Bacówka jest fantastyczna...