PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



17 lipca 2010

Grunwald 2010

Dziś o godz. 14.00 rozpocznie się inscenizacja "Bitwy pod Grunwaldem". W tym roku 600 lecie, a nas tam nie ma ;). Jesteśmy przeziębieni, jest nam gorąco i choć trochę żałowałam, pocieszył mnie mail następującej treści:

Zebrały się wojska polsko-litewsko-ruskie i inni wschodni sojusznicy
króla Jagiełły na polach
Grunwaldu....Popatrzył na nich Wielki Mistrz Urlyk von Jungingen i
rzekł....EUROSCEPTYCY

wieczorem pojechaliśmy do Ali i Piotra i w ramach naszego klubu filmowego 'na chybił - trafił' zrobiliśmy sobie na bramie garażowej projekcję filmu 'Tango'. Trzeba było powiesić aż trzy prześcieradła, ale ekran był doprawdy ogromny... nie mówiąc już o tym, że było ze 100 razy chłodniej niż w domu... leżaki, lody - gdyby nie komary, to pomyślałabym, że jesteśmy w raju ;)

p.s. dostałam relacje z pierwszej ręki - mamy szczęście, że się nie wybraliśmy - organizacja była do niczego, a kolega twierdzi, że nawet wikingowie mówiący po rosyjsku brali udział w bitwie - na szczęście kolejny raz zwyciężyliśmy, a mieszkańcy Grunwaldu nieźle zarobili...

zmontowałam Tajlandię

14 lipca 2010

DOBRONOCKA W TRÓJCE

W niedzielną noc spotkał nas zaszczyt bycia gośćmi Pani Grażyny Dobroń. Opowiadaliśmy o wolontariacie w Indiach. Przed północą weszliśmy do studia i prawdę mówiąc dopadła mnie lekka trema ;). Na żywo wysłuchaliśmy serwisu informacyjnego, a chwilę później weszliśmy na antenę. Trzeba przyznać, że Pani Grażyna jest niezwykłą kobietą. Po chwili rozmowy człowiek dosłownie otwiera przed nią serce i duszę. Fascynująca osobowość - rozmawialiśmy dwie godziny na antenie i dwie poza i wciąż mamy niedosyt. Mam jednak nieodparte wrażenie, że nie było to nasze ostatnie spotkanie. Poniżej nasza rozmowa:
DOBRNOCKA W TRÓJCE
(w pierwszej części więcej Wojtka, później (jak się wygadał) to i my na dłużej zostaliśmy dopuszczeni do głosu). Niestety akurat mam zapalenie oskrzeli i miałam problemy z mówieniem, ale na szczęście nie słychać mojego okropnego kaszlenia (kaszlałam pod stół i w przerwach na muzykę ;).

SLOT ART FESTIVAL - LUBIĄŻ 2010

Z Gdyni pojechaliśmy do Wrocławia na jeden z koncertów z Brave Festival. Niezbyt udany wypad, ale i tak po drodze do Lubiąża. Wieczorem, dotarliśmy na pole namiotowe i zostaliśmy zaatakowani przez setki krwiożerczych komarów, dzięki czemu błyskawicznie rozstawiliśmy namioty. Pałac Opata i budynki zakonne, na terenie których odbywa się festiwal, są tak duże, że jak podkreślał wielokrotnie przewodnik, Wawel zmieściłby się tu 2,5 raza ;). To chyba największa ruina, jaką widziałam. Obiekt przeszedł w ręce prywatne w 1989r. i do tej pory zebrali tylko środki na wymianę dachu i renowację dwóch sal. Reszta nie pamięta już czasów świetności, ale może dzięki temu jest jeszcze bardziej klimatycznie.
Zobacz inne fotki z Slot Art Festival 2010

Slot to 140 warsztatów o przeróżnej tematyce od robienia grotów i noży, poprzez naukę śpiewu, rysunku, pisania secenariuszy, jazdy na monocyklu, reportażu, decoupagu i robienia biżuterii z filcu do nauki pływania na desce. Do tego wykłady, konkrsy i zabawy. Masa kafejek ukrytych w różnych częściach pałacu i wieczorne koncerty. Na terenie obowiązuje całkowity zakaz picia alkoholu, a we wszystkich pomieszczeniach zakaz palenia papierosów - nie muszę wspominać, że bardzo nam się to podobało. Mieliśmy duży problem z wyborem warsztatów dla siebie, szczególnie, że sami prowadziliśmy warsztat z wolontariatu w Indiach i siłą rzeczy nie mogliśmy w tym czasie być w innej grupie. Na szczęście warsztaty były podzielone na 3 tury. Zwyciężyło hobby związane z fotografią i zapisaliśmy się na 'eggart- czyli zdjęcie w jajku'. Niestety nie przyznano funduszy na jajka, więc została zabawa ze zdjęciem w pudełku, czyli camera obscura ;). Zabawa była przednia - zdjęcia wyszły nam fajne i dowiedzieliśmy się jak technicznie zrobić zdjęcie w jajku, a nawet w orzechu ;). Niestety nasze fotki zostały do ostatniego dnia - była wystawa - a my musieliśmy wyjechać, ze wzgledu na stan zdrowia. Upały w dzień, ziąb w nocy, emocje związane z mundialem i duża ilość mówienia spowodowały , że musieliśmy wracać do domu. Szkoda. Ostatniego dnia udało nam się zaliczyć ciekawy wykład Wojciecha Zięby o Sprawiedliwym Handlu i jego żony Alicji Kajak - Zięby, która spędziła 10 lat w Afryce niosąc pomoc medyczną w czasie wojny w Burgundii oraz Pigmejom w Kamerunie.

01 lipca 2010

Jestesmy w zoo - OPEN´ER 2010

Zobacz inne fotki z open'er 2010
20 000 osob na polu namiotowym. To nie wymaga dodatkowego komentarza ;).

Odchorowałam pobyt na Openerze i w końcu zabieram się do uzupełnienia wpisu. Tyle wrażeń kłębi mi się w głowie, że nie wiem od czego zacząć...

72 hektary terenu festiwalowego, 25 km ogrodzenia, prawie 100 tysięczna publiczność, 20 tysięcy osób na polu namiotowym, 500 dziennikarzy, 70 zespołów i wykonawców, 7 scen, niezliczona ilość toi-toi, kino letnie, plac zabaw dla dzieci, przewoźne bankomaty, 3 miasteczka festiwalowe, 4 strefy gastronomiczne z obfitością potraw i napoi, pokazy mody, konkursy, dyskoteki, w dzień 35 stopni, a w nocy 9 i para z ust - czyli Opener 2010 (tu są panoramki z festiwalu).

Niezapomniane przeżycie stanowić tylko małą kropkę w wielotysięcznym tłumie. Codziennie ok. 18 dawaliśmy się porwać nieustającemu strumieniowi ludzi, który po przejściu kontroli opasek rozlewał się na ogromnym polu, przemieszczając się w kierunku scen koncertowych. Kiedy tak szliśmy ku zachodzącemu słoncu namacalnie czułam, że biorę udział w nierzeczywistym wydarzeniu. Świat zwalniał wtedy jak na westernie, a my główni bohaterowie, zalani złotym światłem zmierzaliśmy do celu ;). Doznania absolutnie bezcenne - czujesz, że nie jesteś sam na świecie, choćbyś był najbardziej samotny. Ludzie jednoczą się w rytmach muzyki, są wszędzie dookoła
Ciebie - szczęśliwi i wolni... wolni od krępujących konwenansów, codzienności, od tego co im wolno, a czego nie wolno - giniesz w tym tłumie, zatapiasz się w nim, uwalniasz się...

Koncetów bylo tyle, że nie sposób wymieniać wszystkich, na które poszliśmy. Moim absolutnym faworytem został Skunk Ananansie - zespół, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Nazwa pochodzi od skunksa i legendarnego boga Afryki Zachodniej - Anansie czyli Pana Pająka ;). Skunk Anansie dał czadu jak Elvis i powalił publiczność na kolana. Początkowo byłam leko zdziwiona, oszołomiona, a później wręcz zniewolona niezwykłą osobowością Skin - wokalistki zespołu. To co wyprawiała na sceenie jest w zasadzie nie do opisania. Tłum oszalał, kiedy zbiegła ze sceny i wspieła się na barierkę oddzielającą ją od publiczności. Kiedy chwilę później, nie przerywając śpiewania dała się ponieść na rękach publiczności, skruszyła najtwardsze serca. Od tej chwili jak jeden organizm robiliśmy wszystko czego chciała Skin. Ona też dała z siebie wszystko. Bez chwili przerwy na złapanie oddechu z zabójczym tempem i zmieniającym się rytmem, dotrwała do końca z pięknym, radosnym usmiechem - świeża, jakby przed chwilą wyszła z garderoby ;). Wykończyła mnie, ale zostałam dozgonnym fanem i będę wypatrywać następnego spotkania.

Massive Attack - najbardziej wyczekiwany przeze mnie (jeden z niewielu znanych). Jak zwykle zagrali świetnie, ale tym razem było to niesamowite widowisko, bo... przygotowali wizualizacje po polsku! Co chwilę pojawiały się najnowsze doniesienia z kraju, a największy aplauz wywołało złamanie ciszy wyborczej pod hasłem: W Poniedziałek dowiemy się kto będzie Prezydentem Polski, a chilę później: Komorowskiemu urodziła się wnuczka ;).

Jeszcze słowo o Grace Jones - byliśmy tylko na czterech utworach - niezłe przedstawienie i władczość godna podziwu - głos fantastyczny. Regina Spektor - niezła, wschodząca gwiazda rosyjskiego pochodzenia.