PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



30 października 2009

This is it

To był najspokojniejszy seans na jakim ostatnio byłam. Choć sala pękała w szwach i wszystkie miejsca były zajęte po rozpoczęciu filmu zapadła cisza. Nie było szelestu papierków, siorbania z kubków czy chrzęstu gryzionego popcornu. Porywająca muzyka i gorące rytmy nie poruszyły publiczności, ale melancholijne kawałki wycisnęły wiele łez. Dawno nie widziałam tak wzruszającego filmu, Michael którego zawsze podziwiałam za twórczość, został pokazany jako ikona aktorstwa, tańca – król popu i święty z dziecięcą naiwnością ratujący świat przed destrukcyjną działalnością człowieka. Gdyby doczekał swojego wielkiego show, dopracowanego perfekcyjnie w każdym szczególe, zapisałby się na kartach historii w dziale artystów dających najlepsze koncerty świata. W czasach mojego dzieciństwa był najbardziej znany z ilości operacji plastycznych – może był świrem, jak wtedy o nim mówiono, ale każdy artysta jest ekscentrykiem w rozumieniu społecznym, bo nie mieści się w granicach normy. Film pokazuje człowieka, który tworzy muzykę z pasją, perfekcjonistę o doskonałym słuchu i poczuciu rytmu – wielkiego artystę. Po projekcji niektórzy bili brawo – nie wiem czy z wrażenia, czy dla oddania hołdu, wiem za to, że Jackson ‘postawił sobie pomnik trwalszy niż ze spiżu’ – i tak jak chciał jego muzyka ‘zmieniła świat i uczyniła go lepszym miejscem’…   

Czytałam różne opinie o tym filmie, ale najbardziej poruszyła mnie ta, że film pokazuje Michaela szczęśliwego i w szczycie formy. To okropne, że ludzie chcą się karmić tylko ludzkim nieszczęściem i  śmiercią. Po obejrzeniu tego filmu zmienił się mój stosunek do MJ – jeżeli to jest mistyfikacja to zrobiona doskonale, a reżyserowi należy dać Oscara.

26 października 2009

Sanatorium w Busku - Zdroju

Do napisania o pobycie w Busku namówił mnie Leszek – masażysta z Willi Natura. Pomysł świetny, bo każdy z ‘zepsutym’ kręgosłupem może tam pojechać, ale tak trochę trudno się przyznać, że w tym wieku ma się chory kręgosłup... Na turnusie byliśmy najmłodsi, co nie znaczy, że trzeba było czekać aż sie zestarzejemy. Pan dr Stodolny stwierdził u mnie hipernadsterowność  konstytucjonalną stawów i zalecił rodzaj zabiegów. Codziennie rano zaczynałam od ćwiczeń z Maćkiem, który wyciskał ze mnie siódme poty na macie – to niesamowite jak bardzo można się zmęczyć tak mało intensywnymi ćwiczeniami! Później był masaż z Leszkiem, Vacum (takie elektroniczne zasysające bańki) i matka akupresurowa, po której spokojnie można zostać fakirem.  Następnie chcąc w pełni skorzystać z pobytu w sanatorium odciągałam od poważnej rehabilitacyjnej pracy Irenkę lub Agnieszkę, żeby zobaczyć jak to jest po zabiegach upiększających – jest cudownie – ale po, bo jak się np. obkłada błotem, to nie wygląda się najlepiej, a te papierowe stringi są takie, że gdyby nie pomoc dziewczyn nie wiedziałabym jak mam je włożyć ;)! Po południu mieliśmy gimnastykę grupową z Piotrkiem – potwierdzam – po dwóch tygodniach rozciągania przestaje boleć ;). Busko jest niezbyt duże i bardzo ładne. Pak Zdrojowy to doskonałe miejsce na spacer, a wieczorem można pójść na koncert do Marconiego (najstarszego sanatorium w Busku), albo do kina. W każdym razie turnus w Buskim sanatorium mogę polecić – w ciągu tygodnia po codziennych zabiegach i ćwiczeniach w końcu przestało boleć i mogę normalnie spać. Niestety ćwiczyć trzeba cały czas, a na prawdę samemu ciężko się zmusić… 


Zobacz inne fotki z busko

18 października 2009

Urodziny w Czekoladzie

Tegoroczne urodziny zaliczam do najbardziej udanych! Najpierw w piątek Wojtek w ramach akcji promocyjnej szkół Glokera malował mandalę w bramie Firmy i zrobił nam niespodziankę w postaci wystawy zdjęć z Indii i Napalu (napisali o tym w gazecie). Z ok. tysiąca zdjęć wybrał 10 i do otwarcia wystawy nie wiedzieliśmy, które według niego są najlepsze :). Wernisaż był bardzo udany i na szczęście w grupie znajomych, bo spóźniliśmy się do Poznania, aż godzinę.

W sobotę dzięki rezerwacji zrobionej przez Maćka poszliśmy do ‘Czekolady’ – superklimatyczny klub w centrum Poznania. Wszystkim bardzo, bardzo, bardzo dziękuję za świetną zabawę i rewelacyjne prezenty :).

12 października 2009

Karkonosze z Chłopakami

Wyjechaliśmy w piątek - pogoda była doskonała i humory nam dopisywały. W planach było przejście Szlakiem Przyjaźni Polsko - Czeskiej (dawniej cesta československo-polského přátelství) do Śnieżki i z powrotem. Szlak został uruchomiony 16 czerwca 1961r. na mocy polsko-czechosłowackiej konwencji turystycznej. W latach 1981-84 w związku z wprowadzeniem stanu wojennego szlak był zamknięty, a w 1993r. po rozpadzie Czechosłowacji zmienił nazwę na szlak przyjaźni Polsko-Czeskiej.
Zobacz inne fotki z karkonosze

Po pysznych pampuchach z gulaszem wyruszyliśmy ze Spindlerovego Mlyna. Trasa miała zająć niecałe 3 godziny (8 km), więc nie spieszyliśmy się i robiliśmy sporo zdjęć. Do Labskiej Boudy doszliśmy o 17. Schronisko zrobiło na nas piorunujące wrażenie. Jego historia sięga 1830r., kiedy to przedsiębiorcza Babka niejaka die Bllase skleciła w tym miejscu niewielki kram i sprzedawała kozi ser i gorzałkę. Obecnie po przebudowie w 1969r. hotel to ogromny postkomunistyczny moloch, a mieści tylko 79 pokoi (120 miejsc noclegowych). Od 2007r. jest w rękach prywatnego właściciela i jak dowiedzieliśmy się na miejscu: 'zatvorene ne widzicie?!'. Na szczęście do kolejnego schroniska było tylko 40min, ale za to tam skasowali nas po 70 koron za osobę w 3 i 4 osobowych pokojach ;). Na pocieszenie urządziliśmy sobie imprezę na wesoło z mnóstwem toastów przygotowanych przez Wojtka. W sobotę do południa pogoda była w miarę dobra, ale później zaczęło padać. Obiad zjedliśmy w 'Odrodzeniu' i nauczeni przez Czechów zrobiliśmy telefoniczną rezerwację miejsc w 'Samotni'. Czeska strona w ogóle wywarła na nas średnie wrażenie, więc postanowiliśmy trzymać się naszej, polskiej krainy. Dla mnie powrót na szlak przyjaźni był wspomnieniem dawnych lat - dokładnie 10 lat temu byliśmy tam z Bartkiem na naszej pierwszej wspólnej wycieczce. Dokładnie to pamiętam: było zimno, deszczowo i mgliście - widoczność może na 10m. Na Szyszaku leżał śnieg, a ja bałam się tak bardzo, że jak zobaczyłam Śnieżne Kotły to zrobiła mi się blokada i musieliśmy zawrócić i pójść drogą zimową. Na szczęście to już przeszłość - choć pogoda nie była wiele lepsza Śnieżne Kotły tym razem były piękne, a nie straszne ;). Do schroniska dotarliśmy przemoczeni, ale pyszne jedzenie i gorąca herbata szybko postawiły nas na nogi. Samotnia została nominowana do najpiękniejszych miejsc w Polsce i nic dziwnego - klimat tego miejsca jest niepowtarzalny. Zacytuję fragment ze strony schroniska:

"Oto jak widział okolicę stawów w Karkonoszach w czasie swojej wędrówki po Dolnym Śląsku latem 1844 roku Bogusz Zygmunt Stęczyński:

"A przeszedłszy przez górę Srebrnego Grzebienia,
Stajemy niespodzianie pełni zdziwienia.
Czarny Staw (Wielki Staw) połyskuje się wśród skał ołtarza.
Wdzięczy się z odległości,a z bliska przeraża.
A u stóp mamy jezioro drugie (Mały Staw),
Tylko głębsze, smutniejsze, bez ozdób natury,
Ponieważ ma wokoło obnażone góry,
I posiwiałe barwą kamienie ogromne,
Szarpane siłą czasu, leżą wiekopomne.
Tam szałas, od pasterzy w lecie zamieszkany,
Od gości unużonych bywa odwiedzany,
W którym ogień całą noc pali się z łoskotem,
A pasterze wokoło śpiąc, leżą pokotem..."
Od karkonosze

Na przełomie XVIII i XIX wieku ilość górskich bud w całych Karkonoszach szacowano na dwa i pół tysiąca! Niewiele się z tego ostało po dziś dzień, ale Samotnia, choć świeżo wyremontowana, zachowała blichtr z dawnych lat. Do późnego wieczora dyskutowaliśmy tak zażarcie, że aż żal było iść spać. A w niedzielę rozpadło się na dobre i podzieliliśmy się na dwie grupy. Jedna zeszła na Polską stronę do Karpacza, a druga na Czeską po samochody ;). A dziś na Kasprowym leży 20cm śniegu, więc chyba mamy już po pięknej, złotej jesieni...

p.s. i zaczną się ski-toury ;))

Anna Bucholc prosi o komentarze:

04 października 2009

Weekend w Krośnie – Chryszczata i Wątkowa

W końcu udało nam się wyrwać do Krosna – do Ani i Grzesia. Obejrzeliśmy nowe mieszkanko – świeżo po remoncie i genialny widok z okna na Magurę Wątkowską ;). Pogoda nam dopisała i w sobotę poszliśmy na Chryszczatą - 997 m n.p.m. Okoliczny las ma krwawą historię – podczas pierwszej wojny światowej przez Chryszczatą przebiegała linia frontu, a w latach 45-47 w lesie stacjonowały oddziały UPA. W 44r. przez Chryszczatą Kunicki wyprowadził uciekinierów z Bieszczadzkich wiosek pokonując dwie linie niemieckich umocnień. U podnóża Chryszczatej po raz ostatni miała miejsce szarża polskiej kawalerii. Na szczycie stoi betonowa wieża geodezyjna z czasów zaborów, a na zboczu góry postawiono nielegalny pomnik pamięci UPA. Pomnik uznano za samowolę budowlaną, ale zanim doszło do legalnej rozbiórki wandale zniszczyli go w kwietniu 2009r. Niewinnie wyglądający las kryje okopy i zarośnięte cmentarze wojskowe i choć podobno do dziś znajdowane są tam elementy uzbrojenia, my znaleźliśmy tylko grzyby…


Zobacz inne fotki z krosno

Na Chryszczatą wchodziliśmy przez rezerwat ‘Zwiezło’. Ta urocza nazwa powstała po osunięciu się ziemi w 1907r. Wygląda na to, że ktoś powiedział, że strasznie dużo tej ziemi ‘zwiezło’ i nazwa się przyjęła. Jeziorka Duszatyńskie – powstały w zagłębieniach terenu po osunięciu się ziemi, ale miejscowe legendy wspominają o uderzeniu meteorytu lub diable, który rzucił płonącą kulą czyniąc spustoszenie. W każdym razie miejsce to było uważane za zaczarowane i przyznaję, że wygląda jak z bajki. Do dziś przetrwały dwa jeziorka – górne i dolne – pozostałe zarosły, co i te w przyszłości czeka. Z ciekawostek wyczytanych w internecie podobno w wyniku butwienia drewna i resztek roślinności w głębi jeziorek powstają gazy, które powodują w zimie wybuchy obserwowane jako fontanny wody rozrywające lód. A może to rozsierdzony diabeł pluje wodą?  

Z Krosna w Bieszczady jest blisko więc zdążyliśmy na mecz siatkarek, a Ania zrobiła jajecznicę z rydzami mniam, mniam…

W niedzielę udaliśmy się najpierw na spacer do rezerwatu ‘Prządki’ – piaskowce o ciekawych kształtach o wysokości do 20m. Według legendy są to dziewczęta zamienione w kamień za przędzenie lnu w święto – jeśli to prawda to były i są bardzo ładne.

Od krosno

Właściwa wycieczka miała na celu zdobycie Wątkowej 846m n.p.m. – najwyższego szczytu Magury Wątkowskiej. Pogoda była piękna, ale musieliśmy bardzo się spieszyć, bo o 17 Polki grały z Niemkami – to była wygrana w pięknym stylu – nie to co piłkarze...