PRZEZ INDIE DO NEPALU I Z POWROTEM

Ten blog powstał, by na zawsze uwiecznić wspomnienia z wyprawy do Indii i Nepalu. Niepostrzeżenie stał się częścią mojego życia. W korowodzie codziennych zdarzeń i spraw do załatwienia znalazłam w końcu miejsce na odnalezienie samej siebie.



30 września 2009

SUROGACI

Dzisiaj mieliśmy paskudny dzień. Dla poprawienia humoru postanowiliśmy pójść do kina na 'Galerianki' - osławiony film o współczesnych problemach społecznych. Niestety cieszy się taką popularnością, że nie było biletów, wybraliśmy więc 'Surogatów', bo oboje lubimy Willisa. Film porusza niezwykle (dla mnie) ciekawą tematykę życia w niedalekiej (tak sądzę) przyszłości. Ludzie - zwani pieszczotliwie - 'worami mięsa' w codziennym życiu używają tzw.surogatów, czyli tak jakby swoich klonów. W ten sposób nie tylko nie ryzykują życiem i zdrowiem, ale mogą także poprawić swój wygląd i upgreadować kondycję fizyczną. Choć akcja jest całkowicie amerykańska, a Willis robi za superhero film daje do myślenia. Maszyny sterowane z domu i prawdziwi ludzie chowający swoje starzejące się ciała w czeluściach osobnych pokoi. Nie ma żadnych granic i ryzyka, a jednak są tacy, którzy sprzeciwiają się używaniu maszyn - mieszkają więc w wydzielonych 'rezerwatach' i są nazywani 'dredami'. Nie zdradzę zakończenia, bo może ktoś się zdecyduje, ale zakończę zdaniem, które kończy ten film: 'wygląda na to, że teraz jesteśmy zdani tylko na siebie'. Jestem pod wrażeniem - naprawdę ;)

27 września 2009

40 ROCZNICA TEŚCIÓW

Impreza niespodzianka udała się znakomicie. Podzieliliśmy się na grupy operacyjne: Ola, Marek, Moniczka i Emilka dekorowali salę i zrobili napisy, Sławka zorganizowała posiłek i tort (ukradła zdjęcia!), a Aga dekorowała stoły i układała kwiaty – zrobiła też 40 ze styropianu (4 była panną młodą, a 0 kawalerem). Bartek zajął się sprzętem i ciężkimi pracami, a Leszek zrobił pierwszą niespodziankę przyjeżdżając z Gdańska w sobotnią noc. Cała Rodzina ściśle współpracowała i akcja została przeprowadzona w absolutnej tajemnicy. Co prawda było kilka awaryjnych sytuacji, kiedy np.Tata powiedział, że cały weekend go nie ma, bo gra na dorocznym konkursie brydża, albo Mama zaczęła kombinować, że jednak zrobi imprezę w domu i wszystkich zaprosi. Na szczęście ich plany zostały pokrzyżowane przez dzielnych agentów i udało nam się ich zaskoczyć.

Zobacz inne fotki z 40 rocznica Teściów
Cała rodzina zebrała się na wcześniej przygotowanej sali, a Teściowie zostali zaproszeni na obiad ‘na mieście’. Nim zdążyli się zorientować co jest grane już wchodzili przez drzwi i w oślepiającym blasku flesza zobaczyli całą Rodzinę śpiewającą na ich cześć. Mama, aż się za ścianę złapała, ale wyglądali na bardzo zadowolonych i upiekło nam się nawet zepsucie konkursu brydżowego. Żartom i opowiadaniom jak do tego wszystkiego doszło nie było końca. Po obiedzie wspólnie obejrzeliśmy prezentację ‘Rubinowe Gody’ (w filmikach można obejrzeć) i zjedliśmy tort. A później było zupełnie jak na weselu… Oczepiny wypadły super, a przy zabawie w ‘zoo z rodziną’ popłakaliśmy się ze śmiechu. Były tańce, śpiewy (i gorzko też!) i zabawy z hula-hop – jednym słowem bardzo udane Rubinowe Gody – mam nadzieję, że Teściom też się tak bardzo podobało ;).

Anna Bucholc prosi o komentarze:

20 września 2009

ROWEROWY WEEKEND

Zobacz inne fotki z trasą rowerowego maratonu krakowskiego

Wczoraj wycieczka rowerowa przedłużyła nam się odrobinę. Pogoda była cudowna i wybraliśmy trasę maratonu krakowskiego - do Tenczynka. Jechało się super, ale w drodze powrotnej zgubiliśmy się w lesie i pojechaliśmy zielonym szlakiem, aż do Woli Filipowskiej. Niestety było już późno, a spieszyliśmy się na imprezę, więc wracaliśmy najkrótszą możliwą drogą - główną krajową 79. W rezultacie zamiast zaplanowanych 70km, przejechaliśmy 90, a na imprezę spóźniliśmy się prawie 2 godziny :). Za to poczuliśmy się jak prawdziwi maratończycy...
Od trasą rowerowego maratonu krakowskiego


Trasa rowerowa 319574 - powered by Bikemap 

Dzisiaj znowu wybraliśmy się na rower. Z dwóch powodów: po pierwsze pogoda - ponownie świetna, a po drugie trzeba było rozgonić zakwasy ;). Już po wyjechaniu z garażu okazało się, że z nogami nie ma żadnego problemu, za to z siedzeniem - owszem... W ciągu kilku godzin, jak na niedzielnych rowerzystów przystało, zwiedzaliśmy Kraków. Były lody na Starowiślnej i obiadek na Szerokiej. Spojrzeliśmy na Kazimierz z innej perspektywy, ale muszę przyznać, że to moja ulubiona dzielnica. Po powrocie do domu wygrzebaliśmy model statku (ten który miał czekać na przeprowadzkę) i zaczęliśmy sklejać - to niechybnie znak, że nadchodzi zima.

Anna Bucholc prosi o komentarze:

07 września 2009

GRUZJA ;)

Jestemy już w domu. Nie bylo relacji na bieząco, ponieważ padl mi telefon. Nasza wyprawa do Gruzji byla wielka przygoda, ale o tym jeszcze napisze - teraz musze pracowac - mam 101 maili na skrzynce ;(. Wyprawa do Gruzji zakonczyla sie sukcesem, ale motory jeszcze nie wrocily - dojechala tylko Uazinka ;), a my wrocilismy wczoraj z Moldawii marszrutka do Odessy, z Odessy pociagiem do Lwowa, potem marszrutka do granicy i juz o 8 rano bylismy w Polsce. Do Medyki przyjechal po nas Artur, ratując tym samym przed dalsza tulaczką - dzięki Artur!

p.s. ZWIEDZANIE GRUZJI Szczegółowy opis wyprawy znajduje się pod adresem: www.ruskiem.blogspot.com
A tutaj tylko krótko, o tym co udało nam się zobaczyć:



Prom w porcie Poti. Zasada jest taka, że nigdy nie wiadomo kiedy odpłynie z Ukrainy, kiedy pojawi się w Gruzji, ani tym bardziej jak długo będzie trwał tzw. boarding time. W naszym przypadku czas oczekiwania wyniósł łącznie na Ukrainie 9h załadunek i 7h rozładunek oraz odpowiednio w Gruzji 4h i 2h.


Droga z Zugdidi do Mesti. W tle Uazinka i kapliczka grobowa. Gruzini mają piękną tradycję pamiętania o zmarłych. W każdej przydrożnej kapliczce znajdziemy zdjęcie osoby zmarłej, butelkę wina, a nawet poczęstunek.


Tak wygląda dobrze utrzymana droga krajowa i my z Ulką – jeszcze czyści …


Sztuczne jezioro powstałe po wybudowaniu zapory na rzece Inguri. Jest to druga co do wielkości betonowa zapora na świecie (ma 272m, a Szwajcarska jest wyższa tylko o 13m). Część elektrowni wodnej Inguri znajduje się na terytorium Abchazji.


Gruzińska gościnność nie zna żadnych granic. Już w pierwszej napotkanej wiosce zostaliśmy poczęstowani winem domowej roboty i tradycyjnym chaczapuri. I tak było przy każdym postoju – czym chata bogata … a wino pędzi i pije każdy szanujący się obywatel gruziński …


Mestia – stolica Swanetii zamieszkana przez 2600 Swanów. Tutaj po raz pierwszy widzimy średniowieczne, kamienne wieże, z których słynie Swanetia. Początkowo miały charakter mieszkalno – obronny, obecnie służą jako komórka, obórka lub atrakcja turystyczna.


Wnętrze swaneckiego domu. Logistyka prowadzenia gospodarstwa zupełnie nas zaskoczyła. W domu każdy miał swoje miejsce i przydział obowiązków. Dla zwiększenia wygody i komfortu zwierzęta 'czyste' tzn. krowy i baranki spały w specjalnych przyściennych przegrodach, nad nimi umieszczone były posłania, a jeszcze wyżej siano. W ten sposób zwierzęta ogrzewały sienniki i można je było karmić bez wstawania z łóżka!


Uszguli – tutaj można się dostać tylko pojazdem terenowym, rowerem, pieszo albo konno. Niewielka wioska położona na 2200m przez ponad połowę roku jest odcięta od świata, nic więc dziwnego, że wygląda tak jakby czas się tu zatrzymał.


Uszguli – XII wieczna zabudowa, dachy z kamiennych łupków i niezbyt współczesne sanie. Przyjeżdżając tu można się cofnąć w czasie, aż do średniowiecza. Cywilizacja dociera tu wraz z odwiedzinami turystów, ale mieszkańcy najwyraźniej nie chcą niczego zmieniać w swojej codzienności.


Uszguli – typowe swaneckie gospodarstwo składało się z domu mieszkalnego i tylu wież ilu gospodarz miał synów. Każda wieża ma kilka pięter połączonych drabinami, które w razie zagrożenia wciągano na wyższe piętra. Wejścia do poszczególnych pięter były ułożone naprzemiennie żeby uniknąć upadku na sam dół. W razie oblężenia wejścia zamykano płaskimi kamieniami.


Uszguli – tradycyjne swaneckie wieże obronne. Choć tego regionu nigdy nie dotknęła żadna wojna, w Uszguli zachowało się, aż 200 takich wież. Wygląda na to, że Swanowie to temperamentny naród, ponieważ wieże służyły zarówno do obrony gospodarstwa przed walczącymi ze sobą rodami, jak i jako schronienie przed żądnym zemsty sąsiadem.


Przełęcz 2 632m n.p.m. Ciepło nie było, ale widoki bezcenne i satysfakcja gwarantowana.


1850 m.n.p.m. - w nocy temperatura spadła poniżej zera, ale za poczucie pierwszych promieni słońca o poranku i śniadanie z takim widokiem każdy przespałby się tam jeszcze raz ;).


Na pierwszym planie gruzińska flora, ale głównym bohaterem tego poranka były góry z najwyższym szczytem Gruzji – Szcharą 5068m n.p.m. – w tle.


Lentechi – hol Gruzji. Tak wygląda dzielny podróżnik po całodziennej górskiej przeprawie szutrem.


Wardzia – skalne miasto, które wygląda jak plaster miodu. W czasach świetności mogło je zamieszkiwać do 60tys. osób. Miasto zostało zbudowane dla wojska – jako świetnie ukryta skalna twierdza. Zaskoczyły nas niezwykłe jak na XIIw. rozwiązania technologiczne np. specjalne rynny służące jako system wodno - kanalizacyjny lub balkony – tunele doświetlające pomieszczenia ukryte w skale.


Gelati – to zespół klasztorny i Akademia datowane na 1106r. Tutaj dzięki fundatorowi Dawidowi Budowniczemu aż do XVI w. wykładano arytmetykę, geometrię, gramatykę, astronomię, muzykę i nawet sztukę rycia w złocie.


Kutaisi – katedra Bagrati. W czasach świetności była symbolem politycznej potęgi Gruzji, jedności narodowej oraz zwycięstwa nad wrogami. Dziś po wysadzeniu jej przez wojska tureckie, a później zbombardowaniu przez rosyjskie zostały tylko ściany zewnętrzne. Jak widać na zdjęciu Gruzja łatwo nie podda się najeźdźcom – oby odbudowa szybko się zakończyła!


Batumi – piękne miasto portowe, znane z piosenki Filipinek. XIX – wieczna zabudowa, nowoczesna promenada i bardzo dobrze zaopatrzone sklepy …



Уважайные Пассажиры !

Na wspomnienie o Gruzji będziemy spełniali toasty stojąc na krzesłach i pijąc:

„за мужов, за жены, за девочки, за мальчиков, за понимание, за Полиция и нашыx Грузинских Хосподаров !”

Motory wróciły 25.09.2009r ;)

06 września 2009

GRUZJA – INFORMACJE PRAKTYCZNE

Szczegółowa relacja z wyprawy pod adresem www.ruskiem.blogspot.com

GRUZJA - SAKARTWELO to kraj o wielu obliczach. Na stosunkowo niewielkim terenie (67tys.km) znajduje się aż 11 pasm górskich, z czego wszystkie szczyty powyżej 2000m, a najwyższe powyżej 5000. Ponadto 330km wybrzeża, ciepłe morze Czarne, palmy i winnice - każdy znajdzie tu coś dla siebie. Mnie podobało się dosłownie wszystko!
Na szczególną wzmiankę zasługuje alfabet gruziński, który został stworzony przez ormiańskiego mnicha w IIIw. n.e i przetrwał do dziś w prawie niezmienionej formie. Składa się z 33 liter, których wygląd jest zupełnie nieporównywalny z żadnym innym alfabetem na świecie. Na szczęście większość napisów jest tłumaczona na angielski.



KILKA PRAKTYCZNYCH PORAD I CIEKAWOSTEK

Gruzja wydaje się być bardzo bezpiecznym krajem, ale sami Gruzini często podkreślają, że należy uważać na złodziei, więc nie zaszkodzi noszenie pieniędzy zawsze przy sobie w bezpiecznym miejscu - jakim nie jest tylna kieszeń spodni... Jeśli chodzi o pobyt w danej miejscowości lub nocleg 'pod chmurą' to napotkani Gruzini zawsze zapewniali nas, że zabezpieczą miejsce i będą nas ochraniać - nie mówili przed kim i przed czym, ale czuliśmy się niezwykle bezpiecznie. Z całą pewnością nie wolno odmawiać poczęstunku. Należy przynajmniej spróbować potrawy czy wina - inaczej obrazimy gospodarzy. Toasty to w Gruzji poważna sprawa. Wznosi się tylko winem i jest ustalona kolejność ich spełniania. Z tego co się zorientowaliśmy pije się najpierw za zdrowie najbliższych i gości, za pomyślność i powodzenie, za płodność ziemi i za tych, którzy odeszli. Niezbyt dobrze znoszą próby wypicia za wolność i niepodległość - przecież są wolni, więc za co tu pić - tego typu toastów należy unikać. Z resztą tylko jedna osoba jest wyznaczana do wygłaszania toastów - jest to tzw. Tamada - najczęściej najstarszy i najmądrzejszy w towarzystwie. Tylko on może wyznaczyć osobę, która może wygłaszać toast - niewyznaczeni tylko piją i nic nie mówią ;). Kobiety nie wstają przy wygłaszaniu toastów - taki przywilej, ale raczej rzadko dochodzą do głosu. Pić powinno się do dna, a jeśli nie da rady to trzeba pozostałość wylać. Czasami pije się z tradycyjnych krowich rogów - pojawienie się rogu oznacza kolejkę dookoła stołu. Gruzini mają piękną tradycję pamiętania o zmarłych. Przede wszystkim w każdym miejscu pochówku znajduje się wizerunek osoby zmarłej, w postaci zdjęcia lub wyryty na pomniku. Często można spotkać przydrożne kapliczki, nawet w formie małych domków. W środku zazwyczaj oprócz zdjęcia jest poczęstunek i obowiązkowo wino, którym należy spełnić toast za zmarłego. A że nie wolno kończyć biesiady toastem za zmarłego to chyba pije się do rana ;).

BEZPIECZEŃSTWO I GRUZIŃSKA POLICJA
Pod koniec lat 90-tych Gruzja objęta kryzysem ekonomicznym była krajem niezwykle niebezpiecznym. Panował głód, szerzyła się korupcja. Gruzja podzielona jest na regiony - mniej lub bardziej niebezpieczne. Abchazja i Osetia Południowa są niedostępne dla przeciętnego turysty i w najbliższym czasie to się nie zmieni. Co do pozostałej części kraju to po wojnie w 2008r. sytuacja znacznie się zmieniła. Najwyraźniej rząd gruziński dostrzegł swoją szansę w rozwoju turystyki i mam wrażenie, że każdy na terenie Gruzji może się czuć bezpiecznie. W celu poprawy skuteczności pracy i zahamowania korupcji wymieniono kadrę urzędniczą, zatrudniono nowych policjantów i celników. Drogi górskie, uznawane za niebezpieczne, na których do niedawna dochodziło do napadów na turystów obecnie są patrolowane przez policję.
Policja według mnie w ogóle zasługuje tutaj na odrębny wpis. Są to przeważnie niezwykle mili i sympatyczni młodzi ludzie. Pełnią taką funkcję jaką właśnie te służby pełnić powinny. W żadnym innym kraju nie spotkałam się z tak profesjonalną i pomocną służbą mundurową. Wyrobiliśmy sobie taką opinię: 'Jesteś w Gruzji i nie wiesz co zrobić? Zapytaj Policjanta'. A pytać można dosłownie o wszytko. Ani do głowy im nie przyjdzie kontrolować, czy sprawdzać bagaże. Wprost przeciwnie! Martwią się czy turysta ma gdzie się przespać, czy ma gdzie zjeść i się napić. Jeśli potrzebny warsztat, lekarz, czy jakakolwiek inna pomoc - na gruzińskiego Policjanta zawsze można liczyć. Nie tylko wskaże Wam drogę, ale chętnie ‘poeskortuje’ do celu, nawet jeśli ten cel jest oddalony o 70km! A jak w knajpie siedzą policjanci to nie tylko można się z nimi napić, ale mamy gwarancję, że jedzenie jest pierwsza klasa! Policji nie należy się sprzeciwiać - po pierwsze nie wypada, a po drugie - nie pomaga. Próbowaliśmy oponować, kiedy kazali nam po wyjściu z knajpy wsiadać na pojazdy - jak policja cie eskortuje to trzeźwy być nie musisz. To samo było kiedy jechaliśmy Z Mesti do Uszguli - umówili się na godzinę i nie pozwolili nam jechać samym - dawniej tam dochodziło do napadów i turysta sam nie może jechać, bo mógłby się czuć niekomfortowo. Można mnożyć pochwały w nieskończoność, ale dość już, bo komu się będzie chciało tyle czytać?

JAK DOJECHAĆ?
Podobno najlepiej SAMOLOTEM. Z zasłyszanych wieści przekraczanie granicy DROGĄ LĄDOWĄ jest równie uciążliwe jak kosztowne. Można np. zostać przymusowo obciążonym dodatkowym ubezpieczeniem granicznym, którego wysokość (w zależności od stopnia zaawansowania negocjacji) możne zmniejszyć się nawet o połowę. PROM - Zakup biletów na prom z Odessy jest tak samo problematyczny i niepewny, jak to kiedy i o której godzinie ten prom odpłynie. Mam wrażenie, że czas dla ukraińców to pojęcie względne. Jeżeli uda się zarezerwować bilety np. w Odessie na ul.Szepkina 18 u mr Vlada (polecam, bo pewne) to jeszcze nie znaczy, że uda się je odebrać, ani tym bardziej, że dostanie się taką kajutę jak się zamawiało. W drodze powrotnej zostało nam po jednym miejscu w czteroosobowych kajutach z tirowcami. Na szczęście podziałał autorytet mr Vlada i dostaliśmy zamawiane "dwójki". Bilety w ręku to jeszcze nie pełnia szczęścia - kolejną sprawą jest boarding time. Jest tak długotrwały i męczący, że po dostaniu się do recepcji zaczyna nam być obojętnie gdzie i jak będziemy spali. Czas oczekiwania (w naszym przypadku) trwał po stronie ukraińskiej 9h załadunek i 7h zejście z promu i po stronie gruzińskiej odpowiednio 2h i 4h. Do Gruzji prom płynął 3 dni, a z powrotem dwa. Biurokracja przekracza wszelkie granice i nic na to nie można poradzić. Ilość kwitów koniecznych do załadunku/rozładunku po stronie ukraińskiej zależy od 'widzi mi się' celników. Dobra rada to wchodzić na prom jako ostatni, bo wtedy wyjeżdża się pierwszym - inna sprawa, że przy takim układzie przepadają najlepsze kajuty i pierwsze posiłki...

CO JEŚĆ?
Można wszystko ;). Jedzenie jest smaczne, a gruzińska gościnność nie zna granic. Za 200zł. w kurorcie turystycznym zjedliśmy wyśmienity, wielodaniowy obiad dla 10 osób (w cenie napoje, w tym 6 litrów wybornego wina - kupiliśmy 3, reszta to prezent). Ceny w istocie są niewygórowane, a wino jest tanie lub w większości przypadków zupełnie za darmo. Białe wino domowej roboty, którym byliśmy częstowani nader często, jest powiedzmy niezbyt wysokich lotów, natomiast o czerwonym można by wiersze pisać.
CHACZAPURI - to najbardziej popularne gruzińskie danie. Puri - to po gruzińsku chleb. Chaczapuri to okrągłe chlebowe placki (dość cienkie o średnicy 15cm) nadziewane słonym serem. Rodzaj sera zależy od regionu. Chaczapuri występuje także w postaci niewegetariańskiej - z bardzo ostrym mięsem, ale niestety nie wiem jak się nazywa. Spotkaliśmy także wersję Chaczapuri na patyku - też dobre.
SZASZŁYK MCCHADI - czyli ze świniny. Duże, jędrne kawałki pysznego mięsa - doskonale doprawione i popite smacznym gruzińskim piwem - palce lizać! W Gruzji świnki, krówki i inne zwierzątka hodowlane chodzą swobodnie bez względu na to czy są hodowane w mieście, czy na wsi. Zwierzęta same wybierają co jeść, są czyste i rozmnażają się w sposób naturalny. To czyni mięso prawdziwie królewskim przysmakiem.
CHARCZO - to rodzaj zupy gulaszowej. Występuje w wersji łagodnej i na ostro - moim skromnym zdaniem ostra lepsza.
CHINKALI - to takie duże pierogi w formie saszetek związanych u góry. Wewnątrz wypełnione kawałkami mięsa z bulionowym sosem. Trzeba je obficie posypać pieprzem i trzymając u góry palcami, jeść w taki sposób, żeby nie uronić ani kropelki sosu. Występuje także w wersji serowej.
SOSY - à la barbecue - pomidorowo - miętowo - kolędrowy jest podawany do mięs występujący w mniej lub bardziej gęstej wersji. Orzechowy - ten, który najbardziej nas zachwycił, tłusty, gesty - niebo w gębie.
DESERY - nie udało nam sie spróbować deseru w żadnej restauracji, za to zostaliśmy poczęstowani znakomitymi babeczkami drożdżowymi nadziewanymi owocami i taką przedziwną słodką galaretką o niewiadomej nazwie i nie wiadomo z czego, ale w smaku zjadliwej.
WINA - Najlepsze wina pochodzą z Kachetii, do której nie udało nam się dotrzeć z braku czasu. Czerwone wina bez względu na gatunek z reguły są bardzo dobre w smaku, natomiast domowe białe serwowane z plastikowych butelek są jako poczęstunek dla turystów i odmówić nie można...

GDZIE SPAĆ?
Można wszędzie ;). W zależności od potrzeb można spać w namiotach, hostelach, pensjonatach, kwaterach i prywatnych domach. W Gruzji powszechne jest odstępowanie prywatnych mieszkań na potrzeby turystów. Nie ma wątpliwości, że Gruzin zapytany o możliwość noclegu przede wszystkim zaprosi do siebie.

GRUZIŃSKA GOŚCINNOŚĆ
Gruzini to przedziwny naród, pełen sprzeczności. Z jednej strony temperamentni, niewylewający za kołnierz i skorzy do bitki, z drugiej słodcy, nadskakujący, serdeczni i chętni do wszelkiej pomocy. Człowiek nie zdąży się jeszcze obrócić, a już ktoś pyta w czym można pomóc i zaprasza na wino i poczęstunek. Szaleństwo - nawet się zgubić nie można. Dla mnie osobiście było to trochę męczące. W zasadzie piękny to obyczaj, dzielić się z innymi i pomagać, ale ja taka jakaś nieprzyzwyczajona... Najgorzej było z naprawą motocykli. Zachowywali się jak dzieci i nie mogąc się powstrzymać musieli obowiązkowo kopnąć w oponę, splunąć, sprawdzić amortyzatory, pociągnąć za najbliższą linkę lub chociaż brzdęknąć sprężynką. Tarcze hamulcowe Bartek wkładał ze trzy razy, bo Panowie ciągle wyciągali i szalenie trudno było ich przekonać, że już naprawione. Przyznam, że z jednej strony taka opiekuńczość jest super, bo czujemy się całkowicie bezpieczni w zupełnie obcym państwie, ale z drugiej strony człowiek czasem chciałby pobyć sam, a w Gruzji bywa to niemożliwe. W każdym razie w Gruzji umrzeć z głodu, chłodu czy pragnienia się nie da - choćby się nawet chciało ;).
Anna Bucholc prosi o komentarze: